TYLKO U NAS! Jan Lubomirski-Lanckoroński o tradycjach świątecznych w rodzinie. "Mamy rzecz, za którą byliśmy napiętnowani"
Święta Bożego Narodzenia zbliżają się wielkimi krokami. A jak są one obchodzone przez arystokratów? W rozmowie z naszą redakcją swoimi tradycjami podzielił się książę Jan Lubomirski-Lanckoroński. Opowiedział o swoich ulubionych potrawach i kolędach. "Uwielbiam wszelkiego rodzaju pierogi" - wyznał.
Jan Lubomirski-Lanckoroński to najpopiularniejszy przedstawiciel artystokracji w naszym kraju. Od lat kultywuje tradycje, ale też jest biznesmenem i prezesem fundacji zajmującej się filantropią. Niedawno gościł naszą dziennikarkę, Karolinę Motylewską w swoim zamku. Książę pokazał jej swoją posiadłość, ale też opowiedział o zbliżających się świętach.
Zobacz: Książę Jan Lubomirski-Lanckoroński o tytule. "Ludzie uważają, że pieniądze spadają mi z nieba"
Jan Lubomirski-Lanckoroński o tradycjach wigilijnych
W Wigilię u Jana Lubomirskiego jest zwykle sporo osób. Z racji, że żona księcia jest Francuzką, to na świątecznym stole nie brakuje również potraw z tamtejszej kuchni. Arystokrata wyznał, że zajadają się indykiem z kasztanami, ale również kontrowersyjnym - szczególnie w ostatnich latach - fois gras, czyli pasztet produkowany ze stłuszczonych wątróbek kaczych i gęsich.
Nawiążę trochę do tradycji mojej żony, bo ona przywiozła nam tutaj francuskie tradycje. I to jest taka ciekawostka, że oni właściwie też od zawsze jedli mięso na Wigilię i tam bardzo popularnym daniem jest indyk z kasztanami. (...) Na każdą Wigilię mamy właśnie indyka z kasztanami plus bûche de Noël, czyli takie specjalne słodkie coś, co wygląda trochę jak kłoda. (...) Do tego mamy rzecz, za którą byliśmy napiętnowani przez wszystkie możliwe obrończynie. Powiem słusznie, obrończynie zwierząt, ale niesłusznie nas piętnujące. Ponieważ we Francji najważniejszym właściwie daniem, jest foie gras.
Książę podkreślił, że choć nie jest fanem wspomnianego fois gras, to... nie może go odmawiać, gdy zasiada do wigilijnego stołu z teściami. Zdradził także, jakie polskie dania lubi najbardziej.
Ja akurat za tym nie przepadam, ale ponieważ moja teściowa jako Francuzka podawała foie gras na stół, no to tak jak ja bym w Polsce odmówił jedzenia barszczu z uszkami u mojej teściowej. (...) Natomiast co do tradycji rzeczywiście polskich, takich typowych, to ja uwielbiam wszelkiego rodzaju pierogi i nasze uszka i to różne. I z mięsem, i z grzybami. Uwielbiam również sandacza. Bardzo lubię też takie coś, co się nazywa sękacz - powiedział książę Lubomirski-Lanckoroński.
Zobacz też: Jan Lubomirski-Lanckoroński pochwalił się, jaki prezent dał królowej Kamili. "Bardzo sobie ceni"
Jan Lubomirski o kolędowaniu
Lubomirski-Lanckoroński zdradził również, jak będą wyglądały ich nadchodzące święta. Najprawdopodobniej spędzą je w Szwajcarii, jednak tuż po Bożym Narodzeniu muszą wrócić do kraju. Wszystko za sprawą wielkiego kolędowania, z którego środki przekazywane są na potrzebujących.
Raczej wygląda na to, że wyjedziemy [na święta - przyp.red.], natomiast wrócimy na 28., ponieważ tego dnia będzie u nas coroczne wielkie kolędowanie. My to robimy w ramach Fundacji Książąt Lubomirskich. Staramy się wtedy też zbierać dla potrzebujących. W tym roku razem z diecezją i jałmużnikiem diecezji warszawskiej będziemy zbierać pieniądze dla domu dziecka, tak zwanego rodzinnego, bo one nie dostają dofinansowania państwowego i jest z tym bardzo trudno.
Książę opowiedział Karolinie Motylewskiej także ciekawostkę na temat kolęd. Jedna z najpopularniejszych - "Bóg się rodzi" została napisana... specjalnie dla rodziny Lubomirskich.
Z kolędami jako rodzina mamy dużo wspólnego, bo "Bóg się rodzi", to jest nasza prywatna domowa kolęda. Powstała, napisana przez Karpińskiego, dla mojej sześć razy prababki, czyli Elisabeth — nie Elżbiety, Elisabeth właśnie, tak jak nasza córeczka, Elisabeth Lubomirska, która to właśnie posiadała Łańcut. I tam jest taki pasus: "dom nasz i majątność całą i wszystkie wioski z miastami". To jest dom, czyli Łańcut, majątność — no to wiadomo — i wszystkie wioski dookoła. Natomiast później to poszło w Polskę i to jest chyba jeden z takich bardzo ładnych, dobitnych przykładów tego, że naszymi prywatnymi pewnymi rzeczami, czy prywatnymi osiągnięciami kulturalnymi, zawsze się nimi dzieliliśmy.