Muniek Staszczyk spowiada się z GRZECHÓW przeszłości. "Kreski" sypał nawet w rodzinnym domu
Muniek Staszczyk wraca we wspomnieniach do najbardziej burzliwych momentów swojego życia. Przy okazji premiery biografii "Chłopaki (nie) płaczą. Muniek Staszczyk bez ciemnych okularów" otwarcie mówi o imprezach, nałogach i decyzjach, które wymknęły się spod kontroli. Jego wyznania zaskoczą nawet największych fanów.
Muniek Staszczyk to legenda polskiej sceny rockowej. Przeboje takie jak "Chłopaki nie płaczą", "Warszawa", "King" czy "Nie, nie, nie" wciąż nuci cała Polska, a T.Love na stałe wpisało się w kanon rodzimej muzyki. Dziś artysta nie tylko wraca wspomnieniami do burzliwych lat 90., ale także dzieli się nimi w premierowej książce "Chłopaki (nie) płaczą. Muniek Staszczyk bez ciemnych okularów", która ukazała się w październiku tego roku.
Qczaj o życiu w trzeźwości, walce z uzależnienieniem, problemach psychicznych i okaleczaniu własnego ciała:
Tak wyglądało życie Muńka Staszczyka w latach 90. Pochłonęło go imprezowe życie
O fragmenty publikacji zapytała Plejada. W rozmowie z portalem Muniek Staszczyk przyznał, że w latach 90. żył jak prawdziwy rockman:
Szczególnie w latach 90. żyłem zgodnie z hasłem: sex, drugs and rock’n’roll. (…) Nigdy jednak nie wyrzucałem telewizorów przez okno, nie robiłem żadnych zadym, nie szukałem guza. Rzadko kiedy urywał mi się film, w sumie może z trzy razy w życiu.
Choć — jak sam wspomniał — może i nie był typem skandalisty, to nie ukrywał, że używki były stałym elementem jego życia. Stronił też od lekarzy, mimo zdiagnozowania u niego choroby.
Po prostu wprowadzałem do swojego organizmu duże ilości alkoholu, od czasu do czasu puściłem sobie dymka, brałem też narkotyki, głównie kokainę i amfetaminę. Zawsze upijałem się na wesoło. Byłem duszą towarzystwa i wydawało mi się, że jestem nieśmiertelny. W ogóle się nie badałem, omijałem lekarzy szerokim łukiem. Gdy 20 lat temu stwierdzono u mnie nadciśnienie, przez chwilę brałem leki, ale potem je olałem — dodał.
Przegiął i zrozumiał. Muniek Staszczyk o dniu, który wszystko skończył
Muniek wspomina, że przez kilka lat był mocno wciągnięty w narkotyki. W pewnym momencie uzmysłowił sobie jednak, że przegiął i pora powiedzieć "stop".
Trwało to jakieś trzy, cztery lata. W książce "Chłopaki (nie) płaczą" opowiadam o tym, jak któregoś dnia przyjechałem do Częstochowy. Mama w kuchni gotowała obiad, a ja poszedłem do łazienki, w której myłem się za dzieciaka, i zacząłem sypać kreski na pralce. Nagle pomyślałem sobie: "K***a, co ty, człowieku, od********sz?". Zdałem sobie sprawę, że przeginam. I ten moment raz na zawsze wyleczył mnie z brania narkotyków. Z alkoholem jednak tak dobrze mi już nie poszło — wyznał.
Artysta przyznał, że pod wpływem alkoholu robił głupoty – gubił dokumenty i karty, a nawet siadał za kierownicą po kilku piwach, choć twierdzi, że nigdy nie wyjechał na miasto.
Wiem, że to, co robiłem, było karalne. Wydawało mi się jednak, że skoro zaparkowałem blisko domu, to nic mi nie grozi — opisywał.
Żona Muńka Staszczyka chciała odejść. Był płacz i wystawione walizki
Muniek przyznał, że jego żona Marta dwukrotnie groziła rozwodem — pierwszy raz po tym, jak wyznał jej, że miał dwuletni romans. Wtedy jego walizki były już wystawione na wycieraczkę, ale wspólny rodzinny wyjazd do Austrii sprawił, że ze względu na dzieci Marta dała mu jeszcze jedną szansę. Za drugim razem muzyk myślał, że koniec jednak nastąpi.
Za drugim razem, gdy powiedziałem żonie o moim kolejnym, kilkuletnim romansie, byłem przekonany, że to koniec. Zaliczyłem w swoim życiu wiele upadków na ryj, to był jeden z nich. Wiedziałem, że pogubiłem się i dałem ciała. I to na grubo. Kobiety rzadko wybaczają takie akcje. Marta jednak przyjęła moje błaganie na kolanach. Powiedziała, że mam się nigdzie nie wyprowadzać i że mamy razem się zestarzeć — skwitował.