Kinga Rusin nadaje o CHOROBIE z wysokości prawie 5 km nad ziemią: "Ból był nie do zniesienia"
15.08.2024 11:01, aktual.: 15.08.2024 11:15
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Kinga Rusin, znana dziennikarka i aktywistka, podzieliła się na Instagramie swoimi doświadczeniami związanymi z chorobą wysokościową, która dotknęła jej podczas zwiedzenia górskich przełęczy w Peru.
W połowie sierpnia Kinga Rusin postanowiła opowiedzieć o swoich ostatnich przygodach w Peru. Dziennikarka podzieliła się wieloma kadrami z malowniczą dziką przyrodą na pierwszym tle, ale jak wyjaśniła w długim wpisie, te piękne widoki okupiła swoim zdrowiem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rusin szczerze o chorobie wysokościowej: "Ból nie chciał przejść"
Już po jakimś czasie zaczęła bowiem odczuwać symptomy choroby wysokościowej. Jak sama napisała, ból stawał się nie do zniesienia i miała wrażenie, jakby wokół jej głowy zaciskała się obręcz, której nie mogła z siebie w żaden sposób zrzucić. Wszystko dlatego, że Rusin nie chciała schodzić z peruwiańskich wyżyn, które absolutnie zachwyciły ją swoją pięknością.
Zdjęcia na przełęczy na 4910 m n.p.m. drogo mnie kosztowały. Tak mi się spodobały widoki wulkanów, że spędziłam tam zdecydowanie za dużo czasu i … pojawiły się niestety symptomy choroby wysokościowej. Czułam, jakby zaciskała się na mojej głowie obręcz, ból stał się nie do zniesienia, w nogach i rękach pojawiło się mrowienie. Ból nie chciał przejść, nawet kiedy żułam liście koki.
Dziennikarka następnie wyjaśniła, że nawet dość dobre przygotowanie do tej wyprawy nie było wystarczające i w pewnym momencie po prostu straciła przytomność:
Przygotowaliśmy się wcześniej na chorobę wysokościową. Na dwa dni przed wyprawą zaczęliśmy brać diuramid na obniżenie ciśnienia wewnątrzczaszkowego. Kupiliśmy też lokalne ziołowe leki, tlen w spray’u i cały ogromny worek liści koki, które Indianie żują tu non stop. Nic nie pomogło. Kiedy zjechaliśmy z przełęczy na ok. 4000 m n.p.m. jakby mi odcięło prąd - odleciałam, zapadłam w sen. Chyba teraz rozumiem, co się dzieje z himalaistami, kiedy na dużych wysokościach zasypiają i dosłownie jest im wszystko jedno.
Na szczęście po intensywnej terapii u lokalnych mieszkańców, Rusin stanęła na nogi, chociaż, jak sama mówi, nie żałuje, bo widoki na przełęczach były niesamowite. Dziennikarka na koniec dodała też, że jej obecny partner Marek zniósł wyprawę śpiewająco:
Marek czuję się na tych wysokościach jak na Marszałkowskiej. Nic go nie rusza