Piotr Bałtroczyk otworzył się na temat depresji. Poza sceną zmagał się z wewnętrznymi demonami
Piotr Bałtroczyk, mistrz ciętej riposty i kabaretowego humoru, 4 grudnia obchodzi 64. urodziny. Choć od lat bawi Polaków na scenie, prywatnie toczył walkę z depresją i problemami alkoholowymi. Jak sobie z nimi radził?
Piotr Bałtroczyk od lat uchodzi za jednego z najbardziej rozpoznawalnych kabareciarzy w Polsce, twórcę niezapomnianych występów, a także konferansjera oraz prezentera telewizyjnego. Jednak poza estradą jego rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej – artysta od wielu lat boryka się z depresją, o czym nie boi się mówić głośno. "Mam depresję od wielu lat. Moje życie jest próbą oswojenia jej i walki z nią" – opowiadał w wywiadzie dla serwisu Wodzislaw-Slaski.pl.
ZOBACZ TAKŻE: Akop Szostak walczy z depresją. "Smutek nie mija"
Monika Jarosińska o depresji. Jak sobie z nią radzi?
Piotr Bałtroczyk szczerze o depresji
W obliczu depresji dla Piotra Bałtroczyka zarówno ukojeniem, jak i obciążeniem okazała się scena.
Praca estradowa na pewno z jednej strony, w jakimś sensie, mi w tym pomaga, ale z drugiej strony pewnie też szkodzi. A to dlatego, że niewątpliwie jestem perfekcjonistą. Na scenie, wystawiając się na ocenę innych, też próbuję osiągnąć perfekcjonizm, co skazane jest na niepowodzenie i jest kolejnym kamyczkiem negatywnym do ogródka mojej choroby – ujawnił.
Piotr Bałtroczyk o alkoholowej przeszłości i nowym etapie życia
Kabareciarz nie kryje, że depresja w jego życiu szła w parze z problemem alkoholowym. W pewnym momencie butelki piętrzyły się tak szybko, iż nie nadążał z ich wynoszeniem.
A moja koncepcja alkoholistyczna była upowszechniana wielokrotnie. W którymś momencie zaczęło mi to przeszkadzać, a też zaczęło być niebezpiecznie. Rzeczywiście było tak, że nie nadążałem z wynoszeniem flaszek. Jak goście jacyś przyjeżdżali, to uważałem, że stoi tych flaszek tyle, że trzeba je pochować, żeby goście nie pomyśleli, że dzieje się coś złego – powiedział w wywiadzie dla "Polityki".
Obecnie Piotr Bałtroczyk mieszka pod Olsztynem, gdzie prowadzi własne gospodarstwo rolne i inwestuje w ziemię oraz zabytki. To miejsce okazało się dla artysty bezpieczną przystanią, w której mógł odbudować swoje życie i odzyskać równowagę.
Tę chałupę podniosłem z ruin, potem dokupiłem jeszcze trochę ziemi, potem jeszcze trochę ziemi, potem zaczęło być mi lepiej finansowo, zacząłem szukać jakiegoś dworu czy pałacu, żeby zrobić gdzieś tam hotel i restaurację. Lubię to. Chodziłem, szukałem i kupiłem zabytkowy młyn w Smolajnach, działający cały czas. I potem z tego poszły kolejne inwestycje i kolejny plan działania: maszyny rolnicze, kolejne hektary dzierżawione, teraz gospodarstwo ma charakter ekologiczny, uprawiamy łubin, orkisz, jęczmień, owies – tłumaczył.
ZOBACZ TAKŻE: Anna Wendzikowska wprost o propozycji "PnŚ" i problemach prywatnych. Wspomniała o myślach samobójczych