Tomasz Oświeciński o zwolnieniu z "M jak Miłość". Wyleciał z powodu Barbary Kurdej-Szatan
Tomasz Oświeciński był gościem najnowszego odcinka podcastu "WojewódzkiKędzierski". Aktor pierwszy raz tak szczerze opowiedział o powodach odejścia z kultowej produkcji TVP. Jak twierdzi, jego postać uśmiercono, a jego zwolniono, ponieważ stanął w obronie koleżanki z planu.
Tomasz Oświeciński w podcaście Kuby Wojewódzkiego i Piotra Kędzierskiego przyznał, że jego rola w serialu "M jak miłość" miała być epizodyczna. Widzowie jako Andrzejka Lisieckiego pokochali go do tego stopnia, że w hicie TVP grał przez kolejne sześć lat. Jednak w 2021 roku fani aktora, jak i granej przez niego postaci musieli pogodzić się z faktem, że już więcej nie zobaczą swojego ulubionego bohatera. Andrzejek wraz ze swoją serialową partnerką zginęli w wypadku samochodowym. Aktor dopiero teraz zdradził kulisy odejścia z kultowej produkcji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Adrianna Borek o swojej obecności w finale TzG.
Tomasz Oświeciński zdradza kulisy odejścia z "M jak miłość". Po latach wyznał prawdę
Fani "M jak miłość", którzy pokochali Tomasza Oświecińskiego za jego charyzmę, długo nie rozumieli, dlaczego grana przez niego postać został uśmiercona. Początkowo w mediach można było przeczytać, że była to decyzja samego aktora, prawda okazała się jednak być inna.
Nie wiem, czy mogę o tym mówić. Zginąłem, bo po prostu było mi nie po drodze z tamtejszą Telewizją i miałem bana, bo poparłem Basię Kurdej-Szatan — przyznał Tomasz Oświeciński.
Tomasz Oświeciński szczerze o Barbarze Kurdej-Sztan i dawnej TVP
Następnie aktor opowiedział, jak Barbara Kurdej-Szatan, która po swoim głośnym poście w mediach społecznościowych mierzyła się z hejtem, poprosiła go o pomoc. Przypomnijmy, że aktorka opublikowała wpis, w którym wyraźnie uderzyła w ówczesną władzę i jej decyzje.
Rozumiem, że Basia zrobiła źle, może nie powinna mówić wszystkiego. Natomiast zadzwoniła do mnie któregoś razu i prosiła, czy mogę załatwić jej jakąś ochronę osobistą, bo ona się boi chodzić po mieście. Ja na swoim Instagramie napisałem: "Słuchajcie, ludzie, czego wy jeszcze chcecie?". Bo tak ją hejtowali i tak po niej jechali... Mówię: "Kiedy będziecie zadowoleni? Jak podejdzie ktoś na ulicy i wsadzi jej nóż w plecy? Wtedy będziecie ucieszeni?". No i po tych moich apelach zginąłem w "M jak miłość" — skwitował Tomasz Oświeciński.