W listopadzie zeszłego roku Ania Przybylska udzieliła ostatniego wywiadu dla magazynu "Gala". Kiedy na jaw wyszła jej choroba tabloidy stawiały diagnozy i ferowały wyroki na temat jej przyszłości. Paparazzi nie odstępowali jej na krok. Pisano o jej chorobie wszędzie i bez ogródek, nie licząc się z nikim i z niczym. Stan zdrowia Ani stał się tematem społecznych debat.
Ania w wywiadzie dla Gali odniosła się do choroby, tabloidów i ich sensacyjnych doniesień. Mówiła, że dziennikarze nie mieli o niczym pojęcia i większość informacji o jej stanie zdrowia była wyssana z palca. Jej lekarz całą dokumentacje choroby ukrył.
Nie mając o niczym pojęcia! Bo mój lekarz prowadzący, doktor Zadrożny, bardzo mądry człowiek, który pamiętał ogromne problemy, kiedy w szpitalu leżał Nergal, nauczony doświadczeniem, całą moją dokumentację objął klauzulą tajności. Więc skoro nie było informacji prawdziwych, to trzeba było sobie je wymyślić. Do tego stopnia, że kiedy przyszłam do szpitala na wizytę kontrolną, w prasie pojawiła się wiadomość, że musiałam przejść rzekomą reoperację. I to uruchomiło kolejną falę paparazzich, którzy znowu stali pod moim domem. - mówiła AniaNa sugestie dziennikarza Gali, że mogła zwołać konferencję, wydać oficjalny komunikat Ania odpowiada, że była zbyt zraniona i obolała.
Moją prywatność, a nawet intymność, naruszono już w takim stopniu, że to chyba zrozumiałe, że nie mam zamiaru uczestniczyć w tych igrzyskach. Moja menedżerka wysłała do wszystkich mediów pismo przygotowane przez prawników z wezwaniem do zaniechania naruszania mojej prywatności. Nikt się tym nie przejął. Tabloidy dalej pisały, co chciały. Więc choć na początku był pomysł, aby udzielić jednego wywiadu i tam zdementować wszystkie nieprawdziwe doniesienia, to wycofałam się z niego. Zostałam tak zraniona i tak wystraszona, że doszłam do wniosku, że nie warto. Poza tym nie mam takiego ego, żeby oficjalnie informować opinię publiczną o każdym moim życiowym posunięciu. Nie pisałam oświadczeń, że jestem w ciąży czy że przeprowadzam się do Turcji. Poza tym, kiedy jestem w trakcie badań w szpitalu i nawet nie wiadomo, co mi jest, to co mam opisywać w takim oświadczeniu? - mówiła w wywiadzie Ania.
Ania mówiła też jak tabliodyzacja jej życia i choroby odbiła na jej życiu nie tylko prywatnym, ale też zawodowym. Okazuje się, że przez chorobę odmówiono jej współpracy.
Rzeczywiście, zbieram żniwo tych doniesień. I muszę to powiedzieć szczerze, na początku był moment zgrozy. Bo nikt oczywiście nie weryfikuje, ile z tego, co o mnie piszą w tabloidach, jest prawdą. I były sytuacje, kiedy prawie mi podziękowano albo wyrażano wątpliwości co do współpracy - mówiła.Doniesienia na temat jej poważnego stanu zdrowia czytała przecież cała rodzina. Jak reagowały na nie jej dzieci straszone hiobowymi wieściami?
Bo w mediach piszą, że mam raka, zastanawiają się, kiedy umrę, ile czasu mi zostało. Tylko jakim prawem ktoś mnie wciąga w taką sytuację? Ja się temu sprzeciwiam, ja nie chcę w tym uczestniczyć! Mam 35 lat, troje dzieci, karierę zawodową, na którą sama zapracowałam, i nie mogę sobie na coś takiego pozwolić, żeby tabloidy wyśmiewały się ze mnie, pisały bzdury na temat mojego stanu zdrowia, zastraszały moje dzieci i urządzały igrzyska moim kosztem - wyznała zmarła aktorka Ania szczerze opowiedziała jak reagują jej dzieci na ciągle towarzyszących im paparazzi. Były przerażone!
Oliwia jest przerażona, bo widzi, ile mnie to kosztuje. Bardzo to przeżywa. Zresztą na jednym z wideo, które nagrywam, by mieć dowody, że paparazzi mnie nękają, mówi: „Mamo, proszę cię, mamusiu, proszę cię, jedźmy już”. Mój syn, którego paparazzi fotografowali podczas rozpoczęcia roku szkolnego, pokazał im środkowy palec. Nie jest to objaw radości, jak można się domyślać. A jaki był komentarz tabloidów do tych zdjęć? „Patrzcie, jak Przybylska wychowała syna”. Moja mama pyta: „Ale Aniu, dlaczego on tak im pokazał?”. A co miał zrobić? Uśmiechnąć się i pomachać rączką? Gdyby miał wypadek i leżał w kałuży krwi, to najpierw zrobiliby mu zdjęcia, zamiast zadzwonić po karetkę. Paparazzi stoją pod szkołą mojego syna i straszą inne dzieci. Te dzieci się zwyczajnie boją, kiedy oni się przepychają, kłócą, krzyczą. Czasami się zastanawiam, czy nie są pod wpływem jakichś narkotyków, bo mają taki dziki, przerażający wzrok. Moje dzieci przeżyły już kilkadziesiąt pościgów za naszym samochodem. I nie ma znaczenia, ile udzielę autoryzowanych wywiadów czy zrobię sesji z dziećmi czy wrzucę na swój Instagram ich zdjęć, żeby dali nam spokój i przestali nękać, przestali szaleńczo gonić po mieście. I tak próbują zrobić zdjęcie. Bardzo się boję, że w końcu dojdzie do jakiejś tragedii, bo ja, zaszczuta w samochodzie, ścigana przez sportowe auto, które zajeżdża mi drogę, naprawdę jestem zagrożeniem dla innych kierowców. Kiedy wpadasz w szloch, trzęsą ci się ręce, trudno jest prowadzić. Mam zjechać na pobocze i sobie popłakać? Przecież o to im chodzi. Od razu znajdą się z lufą aparatu przed moją szybą. Potem będzie można to podpisać, że jestem rozchwiana emocjonalnie. Kiedyś, byłam jeszcze wtedy w ciąży, paparazzi stali pod domem mojej przyjaciółki w Piotrkowie Trybunalskim. Nie wychodziłam stamtąd dwa dni, to mi spuścili powietrze z kół w samochodzie. I ja przez 50 kilometrów jechałam w śnieżycy z wielkim brzuchem i dwójką dzieci na tylnym siedzeniu. Wyłam i jechałam na flaku. Jak myślisz, jak moje dzieci reagują, kiedy mnie widzą w takim stanie? Zwyczajnie się boją. - mówiła Ania.
Ania była nękana przez paparazzich. Najbardziej cierpiały dzieci. Chciała przede wszystkim je za wszelką cenę uchronić i ochronić. Jak każda matka.
Już przestałam liczyć, ile razy byłam na komisariacie. Zakładałam sprawy, które przegrywałam, bo zeznania o tym, że ktoś mnie i moją rodzinę śledzi, nęka, zakłóca spokój, okazały się niewystarczające. Tyle łez, ile ja wylałam z wielkim ciążowym brzuchem goniona po centrach handlowych, na plaży w Orłowie czy po lesie z dzieciakami, prosząc, żeby to uszanowali, żeby dali mi spokój… Nigdy tego nie uszanowali. Nigdy! Robi się zdjęcie mojego domu, podpisuje, gdzie on jest, albo moich dzieci pod szkołą, podając nazwę tej szkoły. Jakim cudem moja rodzina ma się czuć bezpiecznie w takiej sytuacji? - mówiła Ania.Ania żałowała jednak, że nie zdecydowała się wytoczyć procesu żadnej z gazet
Moim błędem było to, że ja nigdy nie wytoczyłam cywilnego procesu żadnemu tabloidowi. Ale nie miałam do tego głowy - mówiła w wywiadzie aktorka.Aniu, będziemy za Tobą tęsknić. Byłaś mądra, zdolna i piękna! Do zobaczenia!