Joanna Sarapata przyłapała Jakimowicza na zdradach. "Wił się jak piskorz, nie wiedząc, co ma mówić"
Jarosław Jakimowicz regularnie zdradzał żonę, co ta ujawniła w swoich wspomnieniach. Malarka Joanna Sarapata ze szczegółami opisała rozmowę, w której aktor oznajmił jej, że będzie miał dziecko z inną kobietą. Później odkryła kolejne zdrady męża. "Z kolegami sprowadzał do Komorowa panienki. (...) Dom moich rodziców w Komorowie zamienił się w regularny burdel" – czytamy w książce pt. "Do stu razy sztuka" (Wydawnictwo Świat Książki).
22.10.2024 | aktual.: 23.10.2024 08:38
Joanna Sarapata jest popularną malarką i dzieli życie między Polskę a Hiszpanię, zaś swego czasu mieszkała również we Francji. Prywatnie jest szczęśliwą mamą dwóch synów: ojcem starszego (Christophe'a) jest pilot Pascal Zerbone, a młodszego (Jovana) – aktor i prezenter Jarosław Jakimowicz. Z obojgiem mężów jest dawno po rozwodzie, o czym otwarcie mówi w wywiadach, a ostatnio także w swojej autobiografii. W "Do stu razy sztuka" opisała kulisy swoich małżeństw, w tym bolesne doświadczenie zdrad, których dopuszczał się Jakimowicz. Jedna z nich zakończyła się narodzinami dziecka.
Fragment książki znajdziesz pod materiałem wideo:
Joanna Sarapata, "Do stu razy sztuka" [FRAGMENT KSIĄŻKI]
(...)
Był marzec, może kwiecień po moich 40. urodzinach. Jakiś czwartek czy piątek. Jarek miał przyjechać do Barcelony wieczorem i bardzo cieszyłam się na jego przyjazd. Wcześniej dostałam dobrą wiadomość z Polski. Ktoś kupił mój obraz za 60 tysięcy złotych, właśnie dostałam pieniądze przelewem, tego dnia rano pobiegłam sobie kupić klapki Dolce & Gabbana z najnowszej kolekcji. Przecież zaraz miało być lato. Nagle wszystko wydało mi się łatwe i na wyciągnięcie ręki, jakbym wróciła do Saint-Tropez i cudownych lat tam spędzonych. Jarek przyjechał, postawił walizki w korytarzu, był wieczór, Jovan spał, Chris gdzieś wyszedł z kolegami. Siedzieliśmy w salonie, rozmawiając o wszystkim i o niczym. I nagle Jarek powiedział:
– Będę miał syna.
Znieruchomiałam.
– Jak to będziesz miał syna?
– Bo jest kobieta…
– Boże, jaka kobieta?
– No jest kobieta, ale ja nie chcę z nią być, nie chcę mieć z nią nic wspólnego.
I w każdym zdaniu słyszałam pół prawdy, pół kłamstwa. Jarek wił się jak piskorz, nie wiedząc, co ma mówić.
– Ale zaraz…
Pamiętam, że usiadłam na podłodze. Już niżej nie mogłam, a czułam się wtedy tak nisko, tak na dole, jak nigdy. Jarek siedział na kanapie, pochylił się, ukrył twarz w dłoniach.
– To skoro ona jest w ciąży, a ty nie chcesz mieć z nią nic wspólnego i z tym dzieckiem też, to czemu ona nie usunie ciąży?
– Ona nie chce usunąć.
– Rozumiem. Ale my się w takim razie więcej nie zobaczymy.
Już podrywałam się z podłogi. Adrenalina, jak wtedy gdy przeczytałam SMS-y w telefonie Jarka, uderzyła mi do głowy.
– Ja kocham swoją rodzinę. I chcę tu z wami być – powiedział.
– To niemożliwe.
Wstałam, złapałam jakieś buty, torebkę i wybiegłam z domu. Pobiegłam do budki telefonicznej i zadzwoniłam do mecenasa Sicińskiego, by mu wszystko opowiedzieć.
– Panie mecenasie, co ja mam zrobić?
– Natychmiast się rozwieść.
Wróciłam na górę. Jarek chodził po pokoju w tę i z powrotem.
– Musimy się rozwieść – powiedziałam i opadłam na krzesło.
– To niemożliwe.
– Jarek, nie chcę już być twoją żoną i tak naprawdę od roku już nią nie jestem. Nie ma współżycia, nie ma małżeństwa.
– To niemożliwe. To niemożliwe. To niemożliwe – Jarek powtarzał te dwa słowa jak mantrę.
– A jesteś w stanie teraz przy mnie zadzwonić do tej kobiety i powiedzieć, że między wami wszystko skończone?
– Tak.
Zeszliśmy na dół do tej samej budki telefonicznej, z której przed chwilą rozmawiałam z mecenasem Sicińskim. Jarek niby zadzwonił i niby z kimś rozmawiał, ja stałam przy budce, nic nie słyszałam, nie podsłuchiwałam, nie chciałam. Może powinnam była wziąć sprawy w swoje ręce, podejść do telefonu i powiedzieć w słuchawkę: "Tu mówi żona. Czy to pani jest w ciąży z moim mężem?". Ale nie zrobiłam tego. Jarek wyszedł z budki.
– Historia zakończona – powiedział.
I znów, jak tamtej pamiętnej nocy w Komorowie, gdy przyłapałam go po raz pierwszy na zdradzie, odpuściłam. Emocje ponownie opadły. Jarek wyjechał, zapewniając, że mnie kocha. A ja machnęłam ręką na rozwód, bo musiałabym wrócić do Polski chociaż na chwilę, spotkać tych wszystkich ludzi, których spotkać nie chciałam, zobaczyć te spojrzenia, te ukradkowe uśmieszki, tę ironię i kpinę. "A nie mówiliśmy?". "A nie ostrzegaliśmy?". "Wiadomo było, że tak się to zakończy". Nie czytałam polskich gazet, ale już pojawiały się plotki o kryzysie w naszym małżeństwie. Jeden z brukowców doniósł, że "Jarosław Jakimowicz widywany jest w towarzystwie pięknej brunetki". Jego syn z ową brunetką miał się niebawem urodzić i – nie byłam naiwna – ta wiadomość nie będzie długo tajemnicą.
Na dole w domu, gdzie wynajmowałam apartament przy Turó Parku, mieściła się restauracja z domowymi obiadami. Kiedy Chris był w szkole, a Jovan w żłobku, schodziłam tam, by nie siedzieć sama w mieszkaniu. Źle wspominam tamte miesiące. Niby Jarek dzwonił, przyjeżdżał, ale jego dziecko było w drodze, nie ufałam mu już, nie wierzyłam, strasznie mnie to wszystko bolało. W restauracji kelnerką była niejaka Carmen, która studiowała prawo, ale dorabiała sobie w przerwach między zajęciami. Carmen była wysoka i szczupła, miała twarz całą w piegach, przepiękne rude loki i wyglądała jak z obrazów mojego Modiglianiego. Kiedyś zobaczyła Jarka.
– Jaki przystojny facet – powiedziała mi później.
Wcale nie poprawiła mi tym nastroju. Wolałabym nawet, by tego nie mówiła. Ale któregoś dnia zwierzyłam się jej z tego, co przechodzę. Oprócz Sicińskiego nie powiedziałam nikomu. Zamyśliła się. Pokręciła rudą głową.
– Joanna, takie rzeczy mijają. Zresztą ty mieszkasz tu, on tam. Na pewno będzie kogoś miał. Na pewno nie może opędzić się od kobiet. Nie upilnujesz go. I pamiętaj, nie jesteś jedyna, którą spotyka zdrada i rozstanie. Nie myśl o tym, postaw na siebie, na swoje życie.
Takie niby proste słowa, a dały mi do myślenia. Wciąż żyłam w rozkroku między Barceloną a Warszawą, o której tak chciałam zapomnieć. Nie byłam ani tam, ani tu. Coś się musiało wydarzyć, bym podjęła decyzję, co dalej. Podświadomie czekałam na znak.
Tymczasem mijały miesiące, a ja żyłam z dnia na dzień, wciąż na prozacu, który przepisał mi lekarz po śmierci rodziców, wciąż czekając na pieniądze z kolejnego sprzedanego obrazu i ewentualne zyski z "Tonica" [baru, który prowadził Jakimowicz – red.], na który wzięłam kredyt pod hipotekę domu w Komorowie. Jesienią Chris wybrał się do Warszawy, by odwiedzić kolegów. Pakując go, uświadomiłam sobie, że Jarek nigdy nie chciał, by Christophe przyleciał do Polski, choć ten wielokrotnie wspominał o podróży. Jarek wyraźnie mnie od tego odwodził. Kiedy jednak Christophe postawił teraz na swoim, Jarek nie mógł już ukrywać prawdy.
– Niech Chris nie jedzie do Komorowa, bo tam są komornicy.
– Boże – jęknęłam. Jeszcze tego brakowało. – Jacy komornicy?
Jarek znów plątał się w zeznaniach.
– Bo z "Tonikiem" nie wszystko idzie dobrze, a jednak na ten dom jest wzięty kredyt…
Byłam zaszokowana.
– Ale co to ma do Chrisa? W domu jest Wala [gosposia – red.], psy i koty. Dlaczego mój syn nie może pojechać do mojego domu?
– Lepiej, żeby nie jechał.
Wysłałam jednak Chrisa do Warszawy, a ten prosto z lotniska pojechał do Komorowa. Kiedy Jarek zastał go w domu, wyraźnie powiedział, że nie życzy sobie, by tam był. Ostatecznie Chris wylądował u swojego kolegi i u niego spędził czas w Warszawie. Ale prawda wyszła na jaw. Gdy Wala jechała do siebie na Ukrainę, Jarek z kolegami sprowadzał do Komorowa panienki. Pozostawioną w domu do opieki nad zwierzętami ciotkę Wali nastraszył, by nikomu nic nie mówiła. Dom moich rodziców w Komorowie zamienił się w regularny burdel. Kiedy się o tym dowiedziałam, byłam kompletnie załamana i bezradna. Jarek oczywiście wszystkiemu zaprzeczał. Ale Chris był odtąd u niego na cenzurowanym. Któregoś razu, gdy Jarek przyjechał do Barcelony, byliśmy wtedy wszyscy w tej naszej pięknej wielkiej kuchni, ja przygotowywałam coś do jedzenia, Chris mimochodem powiedział do Jarka:
– A ciebie widziano w kinie z jakąś brunetką?
Jarek znieruchomiał. A potem się najeżył.
– W jakim kinie? Z jaką brunetką?
– Moi koledzy cię widzieli. Zadzwonili do mnie.
Jarek wpadł w furię, widziałam jak w sekundę zmienia mu się wyraz twarzy. Mocnym krokiem szedł w stronę mojego syna, ręce miał już zaciśnięte w pięści, a ja, widząc, że to nie żarty, rzuciłam talerzem. Jarek usłyszał brzęk tłuczonego szkła, odruchowo się obejrzał, Chris wykorzystał moment i uciekł do swojego pokoju. Pobiegłam za nim i stanęłam, zasłaniając sobą drzwi. Za wszelką cenę nie chciałam, by doszło do konfliktu. Jarek pobiegł za nami, ale widząc, jak bronię syna, powściągnął emocje. Mierzyliśmy się wzrokiem. Ja byłam lwicą broniącą dziecka, on był rozdrażnionym tygrysem. To on skapitulował. Wybiegł z domu, coś jeszcze krzycząc.
Weszłam do pokoju Chrisa, przytuliłam go do siebie.
– Mamusiu, nie ufaj mu – wyszeptał. I mocno wtulił się we mnie.
Tak, to prawda. Nie mogłam ufać Jarkowi już w żadnej sprawie. Nigdy nie mówił prawdy.