"Gdy spałam, córka umierała". Dramat Lucyny Malec zaczął się tuż po porodzie. Konsekwencje ponosi do dziś
Lucyna Malec wychowuje córkę, która omal nie umarła po porodzie. Dziś jest dorosłą osobą z niepełnosprawnością. Jak wyglądało życie aktorki i samodzielne macierzyństwo w takiej sytuacji? O co martwi się gwiazda?
25.01.2024 19:52
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Córka Lucyny Malec mogła nie przeżyć pierwszej doby
Kiedy aktorka była w ciąży, nic nie wskazywało na to, że coś może pójść nie tak podczas porodu. Okazało się jednak, że pojawiły się komplikacje.
Wszystko działo się bardzo szybko i bardzo dramatycznie. Nie mogłam Zosi urodzić, użyto vacuum i włożono moje dziecko do inkubatora, a ja zasnęłam, bo byłam bardzo zmęczona. Kiedy spałam, córka umierała, ale nie umarła. Wszystko się wydarzyło w trakcie porodu i zaraz po. Następnego dnia zobaczyłam ją zaintubowaną, taką małą biduleczkę. Ona po prostu nie chciała się urodzić, a ja biorę winę na siebie, że nie umiałam jej do życia zachęcić. Zresztą nie chcę już myśleć o niczyjej winie, nie chcę nikogo oskarżać.
Lucyna Malec przez lata miała wyrzuty sumienia, że niepełnosprawność córki to jej wina.
Zadawałam sobie pytania, co mogłam zrobić, a czego nie zrobiłam, czego nie dopilnowałam, może zaniechałam jakichś badań. Wszystkie moje pytania były do mnie samej. Gdyby wiedza była na tym poziomie co teraz, moja Zosia pewnie byłaby zdrowa. Dostała drgawek, przestała oddychać, dlatego ją zaintubowano. Podobno zdarzył się też wylew krwi do mózgu, dostała leki przeciwpadaczkowe - wyznała w "Vivie".
Lucyna Malec mówi o samodzielnym macierzyństwie
Aktorka musiała zmierzyć się nie tylko z samodzielnym macierzyństwem, które nigdy nie jest łatwe. Jej córka wymaga specjalistycznej opieki. Jak wygląda jej życie w Polsce?
W naszym kraju nie jest łatwo nikomu, rodzicom, emerytom, nauczycielom, żaden zawód nie jest doceniany. Nawet patrząc na siebie, jako aktorki, która tyle lat gra w popularnym serialu, nie leżę na pieniądzach. Nie jesteśmy tak opłacani, jak aktorzy za zachodnią granicą. Wiem, że w innych krajach rodzice dzieci niepełnosprawnych mogą liczyć na dużo większe wsparcie, choćby refundację turnusów rehabilitacyjnych. U nas to wszystko dzieje się z pieniędzy prywatnych. Wiem jednak, że wiele osób jest w dużo gorszej sytuacji finansowej niż ja. Pracuję w serialu, w teatrze, w dubbingu. Zarabiam pieniądze, jestem w miarę zdrowa i daleka jestem od narzekania - powiedziała w "Fakcie".
Na szczęście Lucyna Marzec może liczyć na wsparcie rodziny i przyjaciół. Szczególnie Pawła Wawrzeckiego, który także opiekuje się córką z niepełnosprawnością.
W tym roku byłyśmy na wakacjach z moją starszą siostrą i jej mężem. Był też z nami Paweł Wawrzecki ze swoją córką i moje dwie przyjaciółki, Bożenka i Ola. Stanowimy trochę dziwną grupę, którą Grecy już znają, bo od 11 lat jeździmy na Kretę, którą wynalazł Paweł. I jest nam razem bardzo wesoło, a nasze niepełnosprawne dzieci czują się tam szczęśliwe, pływają w ciepłej wodzie. Tam odpoczywam i ja, i Zosia. To takie nasze ukochane miejsce na Ziemi. A jednocześnie nie robimy przerwy w rehabilitacji, bo Zosia tam dużo się rusza. Ja mam zresztą taki imperatyw, żeby cały czas z nią ćwiczyć - wyznała w wywiadzie przed kilku laty.
Gwiazda obawia się przyszłości. Czasu, na który nie ma scenariusza.
Najbardziej brakuje pomysłu na przyszłość, ale też staram się nie za bardzo o tym myśleć, bo nie wiem, co mogę wymyślić. Staram się to "puścić". Nie wiem, jak będziemy funkcjonowały. Tak samo jak Zosia była mała, to nie miałam pojęcia, jak ona będzie funkcjonowała, jak będzie miała 10, 15, 20 lat. Tej przyszłości naszej też nie wymyślę. Możemy tylko cieszyć się każdym kolejnym dniem.