Ewelina Ślotała przed śmiercią ujawniła prawdę o kryptogejach wśród warszawskich elit. Nie dożyła premiery książki
Ewelina Ślotała przed śmiercią ujawniła prawdę o niektórych małżeństwach zawieranych wśród konstancińskich elit. Zdradziła, że wielu żonatych mężczyzn z Konstancina to ukryci homoseksualiści. "Geja za męża nie chce nawet najbardziej zdesperowana gold diggerka" - czytamy w książce "Mężczyźni Konstancina" (wyd. Prószyński Media).
Ewelina Ślotała wzbudziła sporą sensację serią książek, w których opisała ciemne kulisy życia w Konstancinie, gdzie mieszkała przez wiele lat. W połowie grudnia zeszłego roku niespodziewanie zmarła, a jej śmierć zaskoczyła tysiące obserwatorów show-biznesu. 35-latka przed śmiercią pracowała nad swoją piątą książką o ciemnych stronach warszawskich elit. Po "Żonach...", "Kochankach...", "Rozwódkach...", "Matkach Konstancina" planowała wydać "Mężczyzn Konstancina". Treść książki została opublikowana po interwencji jej matki. Poniżej przeczytasz fragment "Mężczyzn...".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo:
Kinga Rusin po latach wróciła na parkiet "Tańca z gwiazdami". Nie mogła nachwalić się tym, co zrobiła telewizja Polsat
Ewelina Ślotała, "Mężczyźni Konstancina" [FRAGMENT KSIĄŻKI]
Czy nie zastanawia cię, drogi czytelniku, dlaczego samce z Konstancina tak dbają o swój wygląd? Zdrowie zdrowiem, długowieczność długowiecznością, ale co ma metryka do butów Crocket & Jones (nawet do 20 tysięcy złotych za parę) czy robionych na zamówienie u naszego Jana Kielmana (od 2 tys. zł za parę). (...) Panowie coraz częściej kupują kultowe markowe torebki, i to nie dla swoich żon czy kochanek, ale… dla siebie. Dowód? Proszę bardzo.
W ostatniej części Bonda najsłynniejszy na świecie agent 007 pojawił się na ekranie z zieloną torbą brytyjskiej marki Bennett Winch za jakieś 5 tys. zł. Takie same modele styliści ściągali do Konstancina dla swoich zamożnych i modnych klientów. Podobnie jest z szytymi na zamówienie garniturami od Zaremby albo Ossolińskiego czy koszulami, po które lata się specjalnie do Paryża, bo firma Charvet szyła koszule na miarę dla Napoleona Bonapartego [...]. Ekskluzywne ubrania, i to najlepiej spersonalizowane, szyte na wymiar u tajnych krawców, o istnieniu których nasi panowie dowiadują się w tajemnicy od swoich zagranicznych przyjaciół, tych w płaszczach ze skóry konia. [...] I wszystko po to, żeby jeden kogucik puścił oko do drugiego kogucika w windzie, kiedy rozpozna, że ma buty spod tej samej mistrzowskiej ręki co on? – zapytacie. Raczej nie.
Tutaj chodzi o coś innego, o jakąś nienazwaną tajemnicę, skandal obyczajowy, o coś, za co idzie się do paki, i to na długie lata (no dobrze, może trochę się zagalopowałam). Wiecie już, co mam na myśli? Nie? To kolejna podpowiedź.
Wyobraźcie sobie typowy brunch w Konstancinie. Jak zwykle przyszło na niego sporo przestrojonych gości, kilka ślicznych celebrytek, przystojnych celebrytów, modeli i sportowców. Jakiś znany aktor po prawej sączy Moeta, przy stole z przekąskami znany kucharz sprawdza, jak karmi konkurencja, i niestety nie ma się do czego doczepić. [...] Znany biznesmen i jego serdeczny przyjaciel polityk, pani z telewizji, pan od zegarków i jakiś śliczny brunet. Przy basenie jest bardziej egzotycznie i światowo – tam piękności z Azji prężą swoje boskie ciała w markowych skąpych bikini i przy lampce Cristala dyskutują o tym, jak to ich mężowie, młode koguciki z Konstancina, są nowocześni i otwarci na inne nacje i jak upodobali sobie Filipinki. No cud, nie chłop! Tak, zdecydowanie w tym cudzie chłopa jest najmniej, a przynajmniej takiego z krwi i kości, jakich życzyły nam nasze babki. No i co? Ciepło, ciepło… gorąco! Brawo.
Tak, ci panowie są gejami, którzy dla niepoznaki ożenili się z egzotycznymi paniami. Dlaczego z nimi, a nie z Polkami? Ano m.in. dlatego, że kobiety z Konstancina doskonale wiedzą, jakie preferencje mają te koguciki. A geja za męża nie chce nawet najbardziej zdesperowana gold diggerka.
POLECAMY: Ewelina Ślotała opisała łóżkowe igraszki z Kubą Rzeźniczakiem. Ujawniła, jakim był kochankiem
Ewelina Ślotała ujawniła, że w Konstancinie żyli ukryci geje. "Pewien pan wiedział, że lubi facetów. Im bardziej ich lubił, tym bardziej ich tępił"
Zastanawia mnie jedno: jak to możliwe, że w dzisiejszych czasach nowocześni panowie, tak modni i światowi, nie mają odwagi przyznać się oficjalnie do swojej orientacji? W czym jest problem? Czyżby biznes przez duże B był przeznaczony tylko dla "prawdziwych", twardych chłopów? Nie, w to nie uwierzę. Czy naprawdę my, Polacy, mielibyśmy problem z tym, że prezesem chociażby Orlenu jest gej? Dlaczego w środowisku bogaczy jest przyzwolenie na gejowskie imprezy z nieletnimi chłopcami, na oszukiwanie egzotycznych żon, na mydlenie oczu znajomym, a na stanięcie w prawdzie ze sobą już nie?
Opowiem wam historię, która wydarzyła się trzy dekady temu, a całkiem niedawno zatoczyła koło. Zaczyna się tradycyjnie. W Konstancinie żył sobie pewien pan, którego ojciec w czasach komuny był znany i nielubiany. Nielubiany przez 80 proc. społeczeństwa, za to bardzo ceniony wśród towarzyszy. Pan był szczerze oddany filozofii marksistowskiej i jej wyznawcom – oczywiście tylko tym wysoko postawionym. Za swoje nieocenione zasługi z Ursusa przeniósł się do cudnej willi w Konstancinie, którą wyremontowała i umeblowała jego zamożna żona, córka kolegi, także zasłużonego. Pan był szczęśliwy, bo służył ziemi – a że czerwonej, no cóż, w Serbinowie też nie było urodzaju, a Niechcic plony zbierał.
Tylko jedna mała szpileczka codziennie wbijała się w serduszko pana i kłuć nie chciała przestać – jego piękny kolega. Ten sam, który był świadkiem na jego ślubie i który wcześniej zorganizował mu wieczór kawalerski w berlińskim mieszkaniu kuzyna. To, co pan tam zobaczył, poczuł i zrobił, na zawsze zmieniło jego definicję miłości, pożądania oraz seksu. I marksizmu tam ze świecą szukać.
Od tej pory towarzysz wiedział, że chcąc nie chcąc, lubi facetów. A im bardziej ich lubił, oczywiście skrycie, tym bardziej ich tępił i szykanował. Do tego stopnia, że po kilku latach cierpienia sam zgłosił się na ochotnika, gdy szukano pogromcy, jak to mówił, "peerelowskich ci*t". I tak nocami pan chodził po Warszawie, tropiąc nierząd. W sumie to smutne, ale satysfakcję mógł czerpać wyłącznie z przyłapania młodych pięknych chłopaków w dwuznacznych sytuacjach z innymi chłopakami, często znacznie starszymi i – o zgrozo – znanymi pogromcy. Pan bowiem dyscypliną, zimnymi kąpielami oraz katorżniczymi seriami przysiadów i pompek zwalczył w sobie chuć.
Którejś nocy jednak przez przypadek przyłapał na umizgach z kolegą swojego jedynego syna. Prawie dostał zawału. Nie mógł uwierzyć, że zaraził własne dziecko tą "chorobą".
PRZECZYTAJ TEŻ: Mama Eweliny Ślotały ujawniła, jak wyglądała walka o życie córki. "Doktor powiedziała, że ona nie ma przeciwciał, by walczyć"
Od tamtej pory miał na chłopaka oko, a gdy tylko zauważał, że młody trzepocze rzęsami do innego samca, spuszczał mu taki łomot, że synalek przez tydzień nie mógł usiąść na swoim zgrabnym zadku. A kiedy potomek dawniej wpływowego tatusia skończył 30 lat, dostał w prezencie ciepłą posadkę w spółce skarbu państwa. Oficjalnie zarabiał tyle, co kot napłakał, nieoficjalnie natomiast zgarniał fortunę od deweloperów, którym załatwiał pozwolenia na budowę na bardzo cennych warszawskich ziemiach. Im więcej zaś miał zer na koncie, tym bardziej się buntował. Przed "40" oznajmił ojcu, że nie zamierza dłużej żyć na jego warunkach, i zaproponował kompromis: znajdzie sobie śliczną żonę, która będzie się uśmiechała na zdjęciach, przymykała oko i nie zadawała pytań.
Oficjalnie będzie mężem i biznesmenem, ale po godzinach będzie robił to, co mu się podoba, i bzy*ał tego, kto mu się podoba. A będzie tak robił – podsumował – bo od starej niespełnionej ci*ty gorsza jest tylko młoda ci*ta, która powiela jej błędy. Cóż, ojciec spuścił wzrok i dał synowi swoje błogosławieństwo. A po czasie, gdy ich relacje się poprawiły, jemu też skapnął czasem jakiś smaczny kąsek.
I co? Gdzie ci mężczyźni, prawdziwi tacy, orły, sokoły, herosy...? Cóż, chyba coraz częściej poza Konstancinem.