Adrianna Biedrzyńska była w niebezpieczeństwie: "Nigdy nie mówiłam o tym w żadnym wywiadzie..."
Adrianna Biedrzyńska przed laty padła ofiarą psychofana. Andrzej G. w dniu swoich urodzin postanowił zafundować sobie randkę z gwiazdą. Uprowadził ją do domku na odludziu i marzył o spłodzeniu Chrystusa.
01.02.2024 09:56
Życie w blasku fleszy ma swoje blaski i cienie. Kilkanaście lat temu przekonała się o tym Adrianna Biedrzyńska. Gwiazda "Barw szczęścia" za sprawą psychofana przeżyła historię rodem z horroru. Do incydentu doszło 22 października 2006 roku, w dniu 50. urodzin Andrzej G. szaleńca, który porwał aktorkę.
Andrzeja G. marzył o spotkaniu z Adrianną Biedrzyńską. Podając się za organizatora konkursu recytatorskiego, zwabił ją do ośrodka wypoczynkowego Złoty Potok. Sprawa zaczęła się jednak komplikować, gdy Biedrzyńska pojawiła się w hotelu z córką. Wspólniczka szaleńca, Monika G. poprosiła aktorkę, żeby podjechała z nią do głównego organizatora, a dziewczynce wynajęła na ten czas pokój.
Adrianna Biedrzyńska została uprowadzona
Gdy Biedrzyńska została zawieziona do znajdującego się na uboczu domku letniskowego w Złotym Potoku, tam czekał na nią 50-letni mężczyzna, z którym aktorka rozmawiała wcześniej przez telefon. Andrzej G. zamknął od wewnątrz drzwi na wszystkie spusty i postanowił spełnić swoje marzenie o spędzeniu dnia ze swoją idolką. Tak rozpoczęło się piekło, które trwało 7 godzin.
Powyciągał nawet klamki z okien i drzwi. Przez siedem godzin opowiadał aktorce swój życiorys. Mówił, że jest jej fanem i zna wszystkie jej filmy z lat 80., że zbiera jej zdjęcia i zna wszystkich członków jej rodziny — skomentowała Joanna Lazar, rzeczniczka prasowa Powiatowej Komendy Policji w Częstochowie, w rozmowie z "Faktem"
Biedrzyńska dopiero po kilku godzinach uprosiła porywacza, by ten ją wypuścił. Aktorka bała się także o córkę, która wówczas została sama w hotelu. O sprawie opowiedziała dopiero po latach, w 2016 roku, gdy minęło 10 lat o mrożącego krew w żyłach incydentu.
Zostałam porwana i przetrzymywana przez nieobliczalnego schizofrenika paranoidalnego z tendencją do morderstw. Nigdy nie mówiłam o tym w żadnym wywiadzie. Był oczywiście pomysł oprawcy, żebym spłodziła mu Chrystusa. Jestem drobna, ale silna, szczególnie psychicznie. Gdybym nie dała sobie rady, to co by było? Wolałabym nie żyć, bo i taki plan też miał — wspomniała aktorka na Facebooku 10 lat po zdarzeniu.
Psychofan Biedrzyńskiej śledził jej córkę
Aktorka postanowiła zgłosić sprawę na policję. Chociaż Andrzejowi G. groziło nawet pięć lat więzienia, ten nie przyznał się do winy i został uznany za niepoczytalnego. Po latach na celowniku psychofana aktorki znalazła się jej córka Michalina.
Krążył po naszej dzielnicy w Warszawie, pod naszym domem. Wyposażony w gazy paraliżujące i jakieś niebezpieczne narzędzia. To było w dniu urodzin Michaliny. Usiłował dotrzeć do niej. Domyślam się, jakie miał zamiary. Gdyby dotarł do niej i nakazał spłodzić Chrystusa przy jego pomocy? Czy jakikolwiek rodzic przyzwoliłby na poród swojej córce Chrystusa z tym oprawcą? Nikomu nie życzę takich traumatycznych przejść! Dlatego mówię nie, nie, jeszcze raz nie - pisała w 2016 roku Biedrzyńska.
Biedrzyńska po latach zrobiła z dramatu komedię. Jakiś czas temu swoją premierę miał spektakl pod tytułem "Miłosna pułapka", którego scenariusz został oparty na faktach i historii z życia aktorki.