Jan Hernik zmarł przez nieuleczalną chorobę. Dzieci filmowca pokazały nietypową trumnę
Jan Hernik zmarł kilka dni temu po wielomiesięcznych zmaganiach z glejakiem. Dzieci scenografa w oryginalny sposób pożegnały tatę, wypisując różne hasła na trumnie z jego zwłokami. "Widać, że to pożegnanie było dla nich mostem, po którym łatwiej będzie przejść w czasie żałoby" – napisała żona artysty na Instagramie. Pokazała też trumnę Hernika.
Jan Hernik był rekwizytorem, który pracował m.in. przy produkcjach: "Twarzą w twarz", "Listy do M", "Wojenne dziewczyny", "Teściowie" i "Śmierć frajera". Od kilku lat mierzył się z glejakiem czwartego stopnia. Jego życie z nieuleczalnym nowotworem mózgu dokumentowała w sieci żona scenografa, Anna Hernik, która w minioną niedzielę poinformowała o śmierci męża. Fotografka kilka dni później poinformowała, że jej mąż już został skremowany, a także ujawniła, w jaki sposób pożegnały tatę ich dzieci.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo:
Katarzyna Dowbor staje w obronie WOŚP. "Jeżeli ktoś nie chce wpłacać pieniędzy, to naprawdę nie musi!"
Jan Hernik nie żyje. Dzieci w oryginalny sposób pożegnały się z tatą
Anna Hernik wyjawiła na Instagramie, że jej mąż został pochowany w białej trumnie, którą ich dzieci mogły ozdobić tak, jak chcą. Na zdjęciach widzimy m.in. wzruszające napisy "Czekaj na nas", "Otwórz magazyn w niebie", "Bądź tam szczęśliwy. Odwiedzaj nas, proszę. Kocham cię najmocniej na świecie", ale też hasła: "Sigma forever" czy "Shine like a diamond". Żona Jana Hernika podsumowała pożegnanie męża słowami:
Każde pożegnanie powinno być takie. Czujemy się zaopiekowani i bezpieczni. Dzieci miały szansę po raz ostatni nie tylko zobaczyć i dotknąć tatę, ale też wyprawić go w dalszą drogę, dając coś od siebie i wypisując swoje myśli i rysując wszystko, co zapragnęły, aby Jasio wziął ze sobą w dalszą drogę. Były wzruszone, radosne, ciekawe i szczęśliwe. Po wszystkim mówiły, że to był wspaniały dzień i naprawdę widać, że to pożegnanie było dla nich mostem, po którym zdecydowanie łatwiej będzie przejść w czasie żałoby, bo brak tego spotkania byłby jak upadek w przepaść. (...) To nie jest coś, co znamy z Kościoła katolickiego, ale to jest ceremonia, która jest o rodzinie i zmarłym, a nie o formułkach "kopiuj wklej" dla wszystkich identycznych. Życzę wam wszystkim takich pożegnań, bo śmierć nie jest czymś, co ma być traumą i strachem. Chcę im [dzieciom] pokazać że śmierć to przejście do innego wymiaru, a taty nie można się bać, czy – czy żywy, czy martwy – kocha ich nad życie. I z tym zostaną. Widziały, dotknęły, pożegnały się, płacząc i się śmiejąc, i zostaną ze spokojem w sercu.
Anna Hernik opisała także własne odczucia po tym, jak jej mąż został skremowany. Ujawniła, że przez przypadek straciła pieniądze przeznaczone na pogrzeb Jana Hernika, który ma odbyć się w piątek 31 stycznia 2025 roku. Napisała:
Czuję się jak wół zaprzęgowy, dosłownie. Dużo tematów jest do ogarnięcia, nie tylko związanych z pogrzebem, ale też finansowych, firmowych, papierologia i kilogram mułu. Dobrze, że są przy mnie moi niezastąpieni ludzie, bo mam ochotę usiąść i płakać. I zgubiłam w kopercie 10 tysięcy odłożone na pogrzeb...
PRZECZYTAJ TEŻ: Nie żyje wykonawca disco polo. Zginął w wypadku samochodowym