Ewa Krawczyk roni łzy w kościele. Tabloid pokazał zdjęcia. Wdowa komentuje
Krzysztof Krawczyk to prawdziwa legenda polskiej sceny muzycznej. Stworzył hity, które nuciła cała Polska. Po jego śmierci wielu ludzi wyrażało ogromny żal i smutek. Najbardziej odejście gwiazdora przeżyła jednak jego żona Ewa.
Krawczykowie tworzyli bardzo udane małżeństwo. Zawsze i wszędzie razem. Mówili o sobie w samych superlatywach i wciąż zachwycali się sobą nawzajem. To była prawdziwa miłość, o którą trudno w show-biznesie. Nie dziwi więc chyba nikogo to, że wdowa po artyście nie może pogodzić się z jego odejściem.
Ewa Krawczyk w kościele opłakuje zmarłego męża
Na 58. festiwalu w Opolu, podczas koncertu poświęconego twórczości Krzysztofa Krawczyka kamery uchwyciły siedzącą na widowni Ewę, która nie kryła łez i wzruszenia. Niedawno na łamach Super Ekspressu wyznała, że mimo upływu czasu, nie radzi sobie z nieobecnością ukochanego:
Okropnie brakuje mi Krzysztofa. Nie radzę sobie.
Kobieta po śmierci męża niemalże zniknęła z życia publicznego, prawie nie wychodzi z domu, a w telewizji pojawia się wyłącznie w wyjątkowych momentach:
Wychodzę wtedy, kiedy jestem gdzieś potrzebna, tak jak np. w Opolu, albo gdy mam ważne spotkanie.
Jej miejscem ukojenia są dom, cmentarz i kościół. Szczególnie to ostatnie miejsce jest balsamem dla duszy wdowy. To dzięki modlitwie odzyskuje siły i czuje bliskość męża. Gdy roniła łzy w świątyni, została sfotografowana przez paparazzi. Małżeństwo było bardzo wierzące i oddane Bogu.
Całą sytuację, jaką można obejrzeć w fotorelacji w tabloidzie, Ewa skomentowała tak:
Moje życie to jest kościół, cmentarz i dom, bo tam się czuję najbezpieczniej. Czuję tam obecność Krzysia i wiem, że jest ze mną, wiem, że mnie pilnuje – mówi w Super Expressie.
Przy okazji premiery książki Krzysztof Krawczyk. Życie jak wino żona piosenkarza odwiedziła w Warszawie kościół św. Barbary, gdzie 33 lata temu powiedzieli sobie sakramentalne tak. Jak sama przyznała, jest to dla niej bardzo ważne i wyjątkowe miejsce, do którego będzie wracała.