Właśnie minęło 8 lat od śmierci Agaty Mróz. Ostatni wywiad, którego udzieliła, złamie wam serca. "Ciągle ktoś mnie dotyka, podłącza coś, wkłuwa igłę"
Historia Agaty Mróz wstrząsnęła Polską. Uwielbiana przez wszystkich siatkarka walczyła z ciężką chorobą, była już o krok od ratującego życie przeszczepu i... zaszła w ciążę. Agata podjęła więc brzemienną w skutki decyzję i postanowiła, że nie ma mowy o aborcji - urodzi dziecko. Lekarze byli w szoku, próbowali ją od tego odwodzić, namawiali na zmianę decyzji, ale piękna Mróz nie wyobrażała sobie, by mogła stracić swoją małą dziewczynkę. Na komisji lekarskiej 22 listopada powiedziała, że przeszczep trzeba będzie przełożyć. 4 kwietnia urodziła zdrową córeczkę, półtora miesiąca później doczekała się upragnionego przeszczepu. Zmarła dwa tygodnie po nim w wyniku infekcji - sepsa przekreśliła jej marzenia i plany na przyszłość.
Ostatnią rozmowę z najzdolniejszą polską siatkarką swojego pokolenia przeprowadziła dziennikarka magazynu VIVA! w 2008 roku. Zaledwie miesiąc przed jej śmiercią. W rozmowie wyjawiła, że nie mogła uwierzyć we własną ciążę:
Sama nie mogłam uwierzyć, kiedy zobaczyłam te dwie magiczne kreseczki. Jadąc we wrześniu na kwalifikację do przeszczepu szpiku, musiałam rutynowo zrobić test ciążowy. W pierwszej chwili myślałam, że to pomyłka. Zrobiłam drugi test i wynik powtarzał się. Lekarze mówili, że przy moim stanie zdrowia jest to prawie niemożliwe. Zadzwoniłam szybko do męża. Mówię: „Kochanie, usiądź…”. Przestraszył się, bo myślał, że coś złego dzieje się ze mną. „Jestem w ciąży!” Po drugiej stronie krótka cisza i śmiech. Myślał, że to żart. Zadzwoniłam do lekarki, która też była zaskoczona, ale żeby mieć stuprocentową pewność, wysłała mnie na badania. Już miałam wyznaczony termin operacji – 22 listopada. Pojechałam wcześniej na kwalifikację do Katowic po to tylko, żeby powiedzieć: „Niestety, muszę to przesunąć, bo jestem w ciąży.”. Komisja lekarska zamarła. Nikt nie był na to przygotowany.
Bez wahania wyjawiła również, że wcale nie było łatwo. Ile może wytrzymać jeden człowiek? Agata była nad wyraz szczera:
Coraz mniej. Widzę, że mam mniejszą niż kiedyś tolerancję na ból. Drażnią mnie kolejne zabiegi. Ludzie wokół mnie. Ciągle ktoś mnie dotyka, podłącza coś, wkłuwa igłę. W szpitalu przed porodem liczyłam tygodnie. Tak jakbym chciała przyspieszyć czas. Trzydziesty, trzydziesty pierwszy, drugi. Wytrzymywałam do trzydziestego trzeciego tygodnia. Cały czas przetaczano mi krew. Czułam się trochę jak żywy inkubator dla dziecka. Lilianka nabrała wagi. Zaczęły się skurcze. Zapadła decyzja. Teraz trzeba zająć się mną, a dziecko jest już na tyle bezpieczne, że samo da sobie radę. Czwartego kwietnia córeczka pojawiła się na świecie. Przed porodem miałam operowaną nogę. Zawsze czułam się mocna psychicznie, ale w szpitalu życie toczy się inaczej. Coś się we mnie złamało. Potrzebuję ludzi wokół siebie. Mój mąż, kiedy wchodził na oddział, śmiał się, widząc, jak na wózku inwalidzkim znowu pędzę do dyżurki pielęgniarek, aby napić się z nimi herbaty. Nie mogłam wytrzymać w izolacji. Nawet nie wiesz, ile dla mnie znaczy to, że wczoraj pierwszy raz mogłam zasnąć w domu przy mężu. We własnym łóżku. Kiedy stanęłam w progu naszego mieszkania, to w pierwszej chwili nie wiedziałam, gdzie jestem.
Ostatnie chwile Agaty nie były łatwe, a po jej śmierci płakała cała Polska. Jej córeczka, Liliana, 3 dni temu skończyła 8 lat. Urodę bez wątpienia odziedziczyła po mamie, która zaryzykowała wszystko by mogła cieszyć się życiem. Zawsze będzie jej bohaterką.