NewsyZbigniew Wodecki o sukcesie piosenki o pszczółce Mai: Nie chciałem jej zaśpiewać

Zbigniew Wodecki o sukcesie piosenki o pszczółce Mai: Nie chciałem jej zaśpiewać

Poznajcie krótką historię popularnej i lubianej piosenki.

Fotografia: screen z YouTube.com/AKPA
Fotografia: screen z YouTube.com/AKPA
Paula

03.10.2014 16:00

Zbigniew Wodecki był dzisiaj gościem w programie Pytanie na Śniadanie, w którym opowiedział, jak zaśpiewał słynną piosenkę do dobranocki o przygodach pszczółki Mai.

Przypadek kompletny! Cieszę się bardzo, że ją nagrałem, chociaż nie chciałem - o ironio! - jak zawsze w tym zawodzie jest tak, że się nie chce, a się okazuje, że wychodzi mu to fantastycznie. I mi po latach zrobiło fantastycznie. [Napisanie tej piosenki zaproponowała mi] pani, której nazwisko - przepraszam - wyleciało mi już z głowy, ale ja jej codziennie buduję pomnik, bo to było fantastyczne. Przez trzy miesiące mnie panie namawiały, a ja [im mówiłem] proszę pani, ja nie mogę tego zaśpiewać, bo w oryginale śpiewał to Karel Gott, on jest tenor, ja jestem baryton, to nie ta skala, falsetem musiałbym śpiewać, a charakterystyczny podkład muzyczny był już nagrany. W końcu między drugim a trzecim koncertem w Buffo przyjechała do mnie pani, jakby to był nakaz z góry, że mam to zaśpiewać. I ja pojechałem do studia, żeby udowodnić - a miałem godzinę czasu - tym falsetem. I zaśpiewałem, mówiąc "No widzicie". a oni - dobrze, to tak ma być. I tu nastąpi anegdota. Wychodzę, a tu Jan Kobuszewski. A co pan tu robi? [zapytał], a ja - przyjechałem nagrać piosenkę do takiego serialu. [On na to] "O, dobrze, ja też". Jakiegoś robaka tam robił. To podobno cztery odcinki - powiedziałem. On na to "Ile? 116!" I wtedy wiedziałem, że zostanę pszczołą - powiedział muzyk

Czy nie przeszkadza mu, że przez wielu jest postrzegany - błędnie, oczywiście - jako twórca jednego przeboju?

To ma czasem dwa końce. To zamyka bytowanie na estradach, gdyż facet jest przypisany, kończy się coś i tak jak się kończą pewne formaty, to "Panu dziękujemy" - opowiadał wokalista.

Artysta wspominał, że jest do tego stopnia utożsamiany z bajką o Pszczółce Mai, że zdarzyło się, że emigrant w Australii popłakał się z tęsknoty za krajem, gdy zobaczył go na ulicy i powiedział do syna "Synu, zobacz, to Pszczółka Maja". Innej osobie Wodecki kojarzył się z babciną kuchnią, ceratą i ciepłem domowym.

Już czwarte pokolenie mnie słucha. (…) I udało mi się takie powiedzenie, że jak ktoś odniesie sukces, to ma przechlapane do końca życia, bo musi to jakoś kontynuować. Bo to cały czas jakoś wisi nad nim: a co będzie jutro, a co będzie jutro, a co będzie jutro. I, niestety, moje dzieci, cała trójka, chodziły do szkoły muzycznej do momentu, kiedy nie odzyskaliśmy wolności i wszystkie te orkiestry, filharmonie, teatry były sponsorowane przez państwo. To się wywróciło, orkiestry zostały zlikwidowane, rozleciały się. To były czasy gdy była zimna wojna i gdyby nie Wacek Kisielewski i Marek Toamszewski, którzy zaproponowali mi wyjazd do NRF-u, to… Dzięki pszczole ja przeżyłem - zakończył muzyk.

Wyobrażacie sobie, żeby piosenkę o pszczółce Mai zaśpiewał ktoś inny? My zupełnie nie! :)

Wybrane dla Ciebie