Syn Kubickiej i Barona wylądował w szpitalu. "On zaczął płonąć"
Syn Sandry Kubickiej i Barona trafił nagle do szpitala. To trudne doświadczenie zweryfikowało poglądy influencerki na temat posiadania większej ilości dzieci. Na Instagramie postanowiła opowiedzieć o ciężkiej nocy i późniejszych wnioskach.
Dla Sandry Kubickiej ostatnia noc zamieniła się w koszmar. Jej syn trafił do szpitala, a influencerka, towarzysząc mu, nie zmrużyła oka. Emocje sięgały zenitu nawet gdy mały Leonard zasnął - jego mama i tak była pod wpływem ogromnej adrenaliny. Nie było mowy o odpoczynku.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Maciej Maleńczuk wspomina program "Idol". Czy teraz podjąłby się bycia jurorem w talent-show?
Bała się powracających ataków. Sandra Kubicka zadzwoniła po pogotowie
Gdy napięcie opadło, influencerka zdradziła obserwatorom co się stało. Jak przyznała, jej syn często miewa nawracające gorączki, które mogą nawet skończyć się niebezpiecznymi atakami. Przypadłość ta najczęściej dotyka chłopców do lat 3. Później mija samoczynnie.
Może niektóre mamy pomyślą sobie, że spanikowałam, natomiast… Leoś miał kilka miesięcy temu epizod z gorączką i dostał ataku. Odleciał. Oczy mu do tyłu się wykręciły, dostał drgawek i przestał oddychać. I przez to musieliśmy być w szpitalu przez kilka dni - wyjaśniła.
Jedna z takich gorączek przydarzyła się w nocy. Kubicka była sama i zdecydowała się wezwać pomoc, gdyż jej działania nie przynosiły efektu.
Wczoraj Leoś dostał gorączki, i ta gorączka zaczęła bardzo szybko rosnąć. Podawałam leki, zbijałam (...). Robiłam wszystko, żeby mu pomóc, ale nic nie działało. Absolutnie nic. On zaczął płonąć (...). Ja byłam z nim sama, po prostu zadzwoniłam po pogotowie - powiedziała.
Sandra Kubicka marzyła o dwójce lub trójce dzieci. Nie wie, czy dałaby radę
Jak podkreśliła Sandra Kubicka, sytuacja jest już pod kontrolą. Teraz przyszedł jednak czas na refleksje. Przed ciążą partnerka Barona chciała mieć więcej dzieci, ale hospitalizacja syna uświadomiła jej, że nie wie, czy podołałaby emocjonalnie. Poza tym, obserwowanie działań lekarzy było dla niej niezwykle ciężkie. Przerażała ją też niemoc, z jaką musiała się zmagać. Nie zawsze bowiem mogła odczytać prawidłowo sygnały, jakie wysyłał jej Leoś.
Ten etap, kiedy małe dziecko nie jest w stanie powiedzieć, co go boli, a ty musisz się domyślać, jest dla mnie najgorszy. A pobieranie krwi albo zakładanie wenflonu u dziecka to są tortury - dodała.