Przeprowadził się do Ameryki i "był nikim". Krzysztof Gojdź zarabia teraz kokosy
Krzysztof Gojdź dorobił się fortuny na medycynie estetycznej i postanowił otworzyć klinikę za oceanem. Od sześciu lat mieszka w Stanach Zjednoczonych, o czym opowiedział w najnowszym wywiadzie. Okazuje się, że na kilku etapach było mu ciężko wpasować się w otoczenie.
07.04.2024 11:53
Z jego usług korzystały największe gwiazdy, nie tylko w Polsce, ale także w Stanach Zjednoczonych. Krzysztof Gojdź jest prawdopodobnie najbardziej znanym polskim ekspertem od medycyny estetycznej. Od sześciu lat mieszka on za oceanem i prowadzi tam swoje kliniki - najpierw posmakował życia w Miami, a później przeniósł do Los Angeles.
W rozmowie z "Plejadą" Gojdź opowiedział nie tylko o tym, co robi obecnie, ale także o swoich początkach w zupełnie nowym otoczeniu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Krzysztof Gojdź: "Byłem nikim, zacząłem od zera"
Chociaż obecnie Gojdź cieszy się renomą zaufanego znawcy, na samym początku miał pewne trudności. Musiał pokazać się z jak najlepszej strony zamożnej klienteli w Stanach Zjednoczonych. Na samym początku, gdy przebywał w Miami, rozpoczynał z zupełnie czystą kartą.
Oczywiście, byłem nikim, zacząłem absolutnie od zera - powiedział.
Jaki jest zatem sekret jego sukcesu? Gojdź przyznaje, że nigdy nie inwestował w żadną agencję PR-ową i cały rozgłos wokół się oparł wyłącznie na tym, co mówiono bądź pisano o nim w mediach:
Nigdy w życiu nie miałem żadnej agencji. Jak gwiazdorzyłem w Polsce, też nigdy nie miałem żadnej agencji PR-owej. Gojdź się wtedy po prostu klikał. Cały swój marketing opierałem na "word of mouth", czyli reklamie szeptanej. Później dopiero pojawiły się media.
Jak teraz wygląda biznes Krzysztofa Gojdzia?
Obecnie Gojdź mieszka w swojej luksusowej rezydencji w Los Angeles. Jego biznes działa na zupełnie innych zasadach niż klinika w Polsce. Przyjmuje on tylko starannie wyselekcjonowane klientki bądź klientów. Taka działalność marzyła mu się od dawna i teraz ma okazję zrealizować swoją wizję.
Nie chcę tam mieć takiego biznesu jak w Polsce, gdzie dziennie potrafiłem przyjmować z moim zespołem 150-200 osób. To było za dużo. Chciałem mieć butikowe kliniki, gdzie ja wybieram pacjentów, a nie przyjmuję wszystkich z zewnątrz. Tak jest na przykład w Beverly Hills. Nie przyjmuję tam ludzi z ulicy. Maksymalnie mam czas dla 2-3 topowych i wyłącznie z polecenia osób dziennie - wyjaśnił.