Żona Marcina Prokopa wyrzuciła z siebie prawdę o strasznej chorobie. Jej wyznanie skłania do refleksji: "Prawie straciłam życie"
Marcin Prokop to jedna z ikon polskiego dziennikarstwa. Przed laty pracował w wielu tytułach prasowych, MTV, Polsacie i Telewizji Polskiej. Dziś możemy go oglądać w TVN, gdzie u boku Doroty Wellman prowadzi śniadaniówkę. Mimo natłoku obowiązków zawodowych udało mu się uporządkować życie prywatne i założyć rodzinę.
Od sierpnia 2011 roku jego żoną jest Maria Prażuch-Prokop. Para wychowuje wspólnie córkę Zofię, która ma już 16 lat. Partnerka Marcina długo trzymała się z dala od blasku fleszy, jednak teraz udzieliła przełomowego wywiadu.
Maria Prażuch-Prokop szczerze o chorobie
Małżonka gwiazdy Dzień Dobry TVN pojawiła się w Mieście kobiet, by opowiedzieć o nerwicy napadow0-lękowej, z którą zmagała się przez wiele lat. Jej stan znacznie pogorszył się, gdy biegła półmaraton i zemdlała. Straciła przytomność i nieomal umarła.
W pewnym momencie wydarzyła się taka sytuacja, że biegłam półmaraton i nie dobiegłam do końca. Zemdlałam, straciłam przytomność, prawie straciłam życie. Na szczęście karetka mnie zgarnęła i wylądowałam w szpitalu – zaczęła swoje wyznanie.
Skupiona na pracy Maria nie myślała wtedy o tym, czy jej stan się poprawi, tylko o tym, czy będzie mogła wrócić do obowiązków. Emocje doprowadziły do pojawienia się u niej PTSD, czyli zespołu stresu pourazowego.
We wspomnianej karetce myślałam o pracy. Kumulacja tego zdarzenia, która spowodowała u mnie PTSD, czyli zespół pourazowy. To spowodowało, że wylądowałam w bardzo ciężkim stanie zaburzenia psychicznego, który trwał ponad trzy lata – dodała.
Na szczęście zdecydowała się sięgnąć po fachową pomoc i dzięki temu wyszła z choroby. Niegdyś opowiedziała o walce z nią w rozmowie w DDTVN. Zdradziła wówczas, że najbardziej pomogła jej praktyka oddechowa.
Gdybym miała powiedzieć, która praktyka pomoże najbardziej, to poleciłabym praktykę oddechową. Wyjście z takiej choroby jak nerwica staje się wtedy gładsze. Nie zostajemy sami, potrafimy pracować za pomocą oddechu. Moje leczenie farmakologiczne trwało trzy lata. W pewnym momencie czułam, że mogę już sama te stany regulować i kontrolować. Zostałam szefową własnego układu nerwowego – wskazała.
Ufamy, że wyznanie Marii skłoni inne osoby do większej troski o zdrowie.