Poruszające wyznanie Grażyny Szapołowskiej: "Byliśmy kiedyś biedni"
Grażyna Szapołowska to jedna z najbardziej znanych gwiazd w Polsce. Aktorka rzadko daje się namówić na zwierzenia. Tym razem zrobiła wyjątek. W rozmowie z magazynem VIVA! opowiedziała o tym, że w młodości walczyła o przetrwanie.
To był protest przeciwko komunizmowi i szarzyźnie, jaka wtedy panowała. Futro przywiozłam w plastikowej siatce, a na wierzchu był kilogram masła i duże opakowanie czekoladek, żeby zmylić celników. Nosiłam sobole codziennie, kiedy było zimno. To był czas, kiedy przebywałam w Rzymie, kręcąc film z Florestano Vancinim. Futro dałam do uszycia jednemu z najznakomitszych kuśnierzy, zresztą za bajeczną sumę, przy okazji zwinął mi dwie skórki. Cóż, Włosi... - mówi
Opowiedziała też chętnie o tym, jak radziła sobie będąc samotną matką.
Z czasem takie futra przestały robić wrażenie. Mam w szafie może trzy futra. Chodzę w nich na spacery z psem. Wszyscy byliśmy kiedyś biedni, wszyscy zaczynaliśmy nie mając niczego. Moje życie nie było łatwe. Nie mówiłam o tym nikomu, bo nikogo nie interesowało, że komuś też jest ciężko. Byłam matką samotnie wychowującą dziecko i dużo pracowałam za granicą. Musiałam dziecko podrzucać mamie. A potem wracałam do spustoszonego domku w Pustelniku, obrabowanego przez złodziei. I paliłam w piecu nazbieranym drewnem
Nie zabrakło także wspomnień sprzed lat.
Wkładałam do pieca drewno, żeby choć trochę się ogrzać, spałam otulona w koce, z wełnianą czapką na głowie, żeby jakoś dotrzymać do rana i samolotem wylecieć na Węgry czy do Francji, żeby dalej kręcić film. Futro jeździło ze mną, bo bałam się, że mi je ukradną. Na wynajęte maleńkie mieszkanko na Rutkowskiego szła cała moja teatralna pensja. Pomyślałam wtedy, że muszę kogoś poprosić o pomoc. Doradzono mi, żeby zwrócić się do wojska. Napisałam więc list do generała Janiszewskiego. Niedługo potem dostałam wiadomość, że pan generał chce mnie widzieć. To było po filmie "Lata dwudzieste... lata trzydzieste". Generał przyjął mnie w swoim gabinecie i spytał: "Co panią do mnie sprowadza?". A ja: "Bieda, panie generale, bo nie mam gdzie mieszkać, a wychowuję małą córeczkę". A on na to: "Pani? Przecież pani mieszka w pałacu, sam widziałem". Oto, co znaczy magia filmu
Szapołowska przypomina także o tym, że swego czasu wikłała się w różnego rodzaju romanse.
Pod moimi drzwiami w hotelu Pribałtckaja co wieczór stał bukiet róż od niego i cygańska orkiestra grała rosyjskie romanse. Wszystko po to, żebym zeszła na dół. A ja pracowałam i chciałam być wyspana. Powiedziałam: "Dziubasku, po co mi te orkiestra". Nigdy nie imponowali mi mężczyźni, którzy swoim stanem posiadania mogliby wnieść do mojego życia coś ciekawszego niż grający na saksofonie łapserdak, który zbiera pieniądze do kapelusza. Dla mnie rozmowa z takim człowiekiem z ulicy jest bardziej pociągająca niż obrzucanie kwiatami przez premiera Rosji. Luksus nie polega tylko na majątku i władzy
Wspomina także o tym, jak Jan Englert wyrzucił ją z pracy w Teatrze Narodowym.
Kiedy mnie Jan Englert pozbawił teatru, nie mogłam spać, jeść, nawet nie chcę sobie tego przypominać - kończy
Trzeba przyznać, że Szapołowska naprawdę się otworzyła...