Wstrząsające wyznanie Filipa Łobodzińskiego. Nowotwór odebrał mu ukochaną córkę. "Chce mi się wyć"
Trzy lata temu dziennikarz Filip Łobodziński stracił ukochaną córkę. Marysia miała 21 lat, studiowała na Uniwersytecie Warszawskim, miała plany na przyszłość i była zakochana. Miała też w głowie glejaka, niebezpieczny nowotwór, który sprawił, że ostatnie lata jej życia wypełnione były cierpieniem. Wraz z nią cierpiała cała rodzina. Dziennikarz nigdy wcześniej nie mówił tak otwarcie o koszmarze, który przeżył. Dopiero w kilka dni po trzeciej rocznicy śmierci córki postanowił opowiedzieć o dramacie.
Łobodziński przyznał, że z chorym na nowotwór cierpi cała rodzina. Próbowali jednak przetrwać ten horror najlepiej jak potrafili - choć nie ma na to przepisu:
W rozmowie z Faktem wyjawił też, że wszystko zaczęło się od niepozornych migren, bólu głowy, który przychodził i odchodził:
Przyznał jednak, że w ostatnich chwilach życia Marysia nie była sama. Rok przed śmiercią poznała wspaniałego chłopaka, który dbał o nią jak mógł. Łobodziński nie ukrywał, że był bardzo wdzięczny partnerowi córki:
Trudno się to czyta, a łzy same cisną się do oczu. Dobrze jednak, że Marysia nie była sama.