Agata Wróbel wyjawiła prawdę o życiu na emigracji. "Pracowałam przy sałatkach i w sortowni śmieci"

Agata Wróbel była objawieniem polskiego sportu, ale w pewnym momencie rzuciła karierę i wyemigrowała do Anglii. Na obczyźnie imała się różnych zajęć, m.in. pracowała w sortowni śmieci. "Jeśli komuś się wydaje, że byłam załamana, bo po dwóch medalach olimpijskich grzebałam właśnie w śmieciach, to muszę szybko wyjaśnić: absolutnie nie" – zapewnia w książce autobiograficznej "Ciężar życia" (wyd. SQN).

Agata WróbelAgata Wróbel rzuciła karierę, bo miała dosyć medialnego zainteresowania jej osobą
Źródło zdjęć: © AKPA
Sergiusz Królak

Agata Wróbel zapisała się w pamięci Polaków jako uznana sztangistka, dwukrotna medalistka olimpijska i mistrzyni świata w podnoszeniu ciężarów. Z czasem popularność zaczęła jej przeszkadzać do tego stopnia, że postanowiła rzucić wszystko i wynieść się z Polski. Zamieszkała w Anglii, gdzie podejmowała szereg różnych prac, które nie były związane z działalnością sportową. O wszystkim opowiedziała Mateuszowi Skwierawskiego na potrzeby książki o swoim życiu.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo:

Małgorzata Kożuchowska chodzi na terapię. "Nie wstydzę się o tym mówić"

Agata Wróbel, Mateusz Skwierawski: "Agata Wróbel. Ciężar życia. Autobiografia" [FRAGMENT KSIĄŻKI]

Rozdział: "Anglia"

Taśma pędzi. Muszę być skoncentrowana. Skaczę wzrokiem. Widzę butelki, kilka puszek. Wsuwam rękę pod karton, podnoszę go. Drugą odgarniam stertę paczek po czipsach. To nie mój przydział, więc puszczam dalej. W hali panuje cisza. Rozmowy skończyły się po tym, gdy wszystkie śmieci świata wyleciały z rozerwanego worka. 10 osób w skupieniu przewraca brudy. Taśma jest szybsza i szersza od tych w sklepie przy kasach, a my wyglądamy jak zaprogramowane roboty, poszukiwacze skarbów. Każdy się spieszy, każdy czegoś szuka. Kierownik ustawił mnie na ostatnim stanowisku. Między sobą ustalamy, który rodzaj śmieci segregujemy. Ja ze sterty wyciągam folię. Z mijających mnie odpadów wyłapuję plastikowe worki, za chwilę błyskawicznie wrzucam je do kubłów przylegających do maszyny. W sortowni śmieci w Peterborough liczy się szybkość. Taśma się nie zatrzymuje, tak jak moje ręce. Nie wiem, czy należą jeszcze do mnie, czy stały się już częścią fabryki. Odpocznę za 12 godzin.

Zrobiłam to po swojemu, czyli bez słowa. Po prostu wyjechałam. Dzwoniła do mnie jeszcze Ola Klejnowska. Namawiała, żebym wróciła i potrenowała. Ale nie. Zerwałam kontakty z całym środowiskiem ciężarów, żeby nikt mnie już nie cisnął. Nigdy nie lubiłam czuć czyjejś presji. Trzy miesiące po mistrzostwach świata na Dominikanie siedziałam w autobusie jadącym do Anglii. (...) Język znałam tak sobie. Coś tam mówiłam po angielsku, ale bez rewelacji. Szło się jednak dogadać. Nie miałam też żadnego doświadczenia w normalnej pracy. Dziewczyny mówiły, żebym się nie zrażała.

– Daj spokój, Polaka zatrudnią wszędzie – namawiały.

I tak do tego podchodziłam. Funt stał po siedem złotych, można było trochę odłożyć. Podczas kariery nie zarabiałam też tyle, by móc szaleć. Poza tym to nie pieniądze były dla mnie najważniejsze. Nigdy nie zwracałam na nie specjalnej uwagi. Zawsze żyłam chwilą. Tak jak wtedy, gdy zdecydowałam się na wyjazd do Anglii. Miałam ochotę wywrócić swoje życie do góry nogami, coś w nim zmienić, rzucić się na głęboką wodę. Plan był taki, że… będziemy się martwić na miejscu, a pracę znajdziemy przez agencję. Ruszyliśmy do Peterborough zaraz po sylwestrze. Dawno nie czułam takiej ekscytacji.

(...)

Agata Wróbel pracowała w fabryce sałatek. "Nie należę do wybrednych""

Przyjechaliśmy całą szajką do Peterborough i zabraliśmy się za roznoszenie dokumentów po biurach pośrednictwa pracy. Zostawiłam CV w Job Center. W pośredniaku trafiliśmy od razu na Polkę. Na szczęście w ogóle mnie nie skojarzyła. Bardzo nam pomogła. Powiedziałam: "Mogę robić cokolwiek" i czekałam na telefon. W okienku na recepcji wsunęłam coś, czego nie nazwę nawet życiorysem. Miałam niby wypisać na kartce, że wygrałam dwa medale olimpijskie? Wynik w rwaniu i podrzucie? Zostawiłam po prostu swoje dane i wypełniłam ankietę, w jakim charakterze mogę być zatrudniona. Zaskoczyło mnie, że nikt nie dopytywał, czym się wcześniej zajmowałam i jaką pracę chciałabym wykonywać. Było mi to na rękę, bo nie należę do wybrednych.

Szybko się odezwali. Dostałam robotę za najniższą stawkę, w niezbyt lubianym miejscu – w chłodni, przy produkcji sałatek. (...) W fabryce było pięć ogromnych hal, pracowaliśmy na zmiany.

Na taśmie jechały gotowe, zapakowane już miksy sałat z warzywami w środku. Można je znaleźć w dużych marketach w lodówkach. Naklejałam na nie etykietę ze składem. Raz szef się zdenerwował, bo niby krzywo ją umieściłam. Uśmiechnęłam się i odpowiedziałam mu po polsku:

– Za 5,70 funta sam sobie równo przeklejaj.

Nie zrozumiał.

(...)

Agata Wróbel na emigracji w Anglii sortowała śmieci. "Warunki w sortowni nie były olimpijskie, raczej spartańskie"

Nie chciałam na starcie marudzić, ale praca w chłodni przy sałatkach naprawdę nie była zajęciem dla mnie. Stałam w białym fartuchu, dali nam też białe gumiaki na nogi i białe czepki na głowę, żeby włosy nie wpadały do sałatek. Miałyśmy szkolenie, w których miejscach można chodzić w butach. Przekraczasz pierwszą linię, zakładasz fartuch, drugą – czepek, itd. Najgorsze, że było tam strasznie zimno. Temperatura musiała być niska, żeby sałaty nie więdły. Stałam w tej lodówie jak posąg. Od przebywania w jednej pozycji bolały mnie stawy i plecy, więc bardzo szybko zrezygnowałam, dziewczyny też.

Pierwsze koty za płoty. Szukałam dalej. Pocieszało mnie, że rynek pracy w Anglii jest naprawdę duży. Szybko można było trafić do innego miejsca. Chłopaki, z którymi mieszkałyśmy w domku, pracowały w sortowni odpadów. I tak dość spontanicznie, od słowa do słowa, powiedzieli, że na sortowni potrzebują ludzi.

– A może chciałabyś się u nas zaczepić? Zapytam szefa – zaproponował jeden z nich.

Nie była to może robota marzeń, ale pomyślałam, że przynajmniej nie będę siedzieć w igloo. Nie czułam się nigdy lepsza od swoich przyjaciół, więc skoro oni mogli sortować śmieci, to ja również. No i dostałam tę robotę. Czepek na włosy zamieniłam na maskę i gumowe rękawice – żeby nie oblizywać palców!

Warunki w sortowni nie były olimpijskie, raczej spartańskie. W hali śmierdziało, trudno powiedzieć, czym konkretnie. Wiadomo przecież, że w takim miejscu nie będzie unosił się zapach fiołków, a raczej pełnego kosza na śmieci, który wbija się w nos, gdy lekko uchylimy drzwiczki pod zlewem w kuchni. Trudno o wyszukane porównania. Po prostu cuchnęło odpadami.

(...)

Sortownia zresztą stresowała mnie dużo mniej niż starty w zawodach. Nie musiałam się martwić, czy spalę pierwszą próbę, czy mój nadgarstek zniesie kolejne obciążenia.

Jeśli komuś się wydaje, że stojąc przy taśmie, rozmyślałam nad swoim losem, że byłam załamana, bo po dwóch medalach olimpijskich grzebałam właśnie w śmieciach, to muszę szybko wyjaśnić: absolutnie nie. W ogóle się nad tym nie zastanawiałam.

Chciałam zlać się z tłumem i wykonywać konkretne zadanie. Było mi całkiem dobrze. Ja się tym wręcz cieszyłam. Mentalnie wreszcie odpoczywałam. Nie męczyły mnie nawet 12-godzinne zmiany. Zaczynałam o szóstej rano albo o 18:00. W fabryce też pracowałam z dziewczynami. Wszystkie szłyśmy do sortowni na piechotę. Byłyśmy w formie po treningach. Droga z mieszkania zajmowała nam do półtorej godziny.

Praca w sortowni była fajna, taka zwyczajna. Ludzie różnie to sobie wyobrażają. Ale nie skakałam na główkę do kontenera pełnego śmieci. Patrzyłam na to racjonalnie. Przecież my, ludzie, produkujemy śmieci, a ktoś musi je posprzątać i posegregować. W dużych biurowcach są osoby od porządkowania pomieszczeń. Prezesi firm chcą mieć czysto, ładnie i pachnąco. Bez sprzątaczek siedzieliby w chlewie. Czy to taka ujma na honorze zajmować się sprzątaniem? Każdy sprząta. Jak nie za pieniądze, to u siebie w domu.

Rodzaj pracy nie miał dla mnie znaczenia. W Polsce stale czułam na sobie czyjś wzrok i zainteresowanie obcych ludzi. Byłam oceniana w prasie, a później w internecie. Pragnęłam od tego uciec.

(...)

Pracowałam na Wyspach przy sałatkach, w sortowni śmieci i radiu. To nie koniec. W Anglii poznałam również szefa agencji ochroniarskiej. Na początku pojawił się pomysł, że mam obstawiać bramki w nocnych lokalach, być w gotowości przy drzwiach wejściowych w razie jakiegoś zwarcia. Firma zasponsorowała mi szkolenie z samoobrony, na którym nauczyłam się kilku chwytów, by skutecznie obezwładnić awanturników z nożem i bronią. Na zakończenie kursu, po zdaniu egzaminu praktycznego, dostałam licencję SIA (security indoor outdoor). Karta ze zdjęciem wielkości dowodu osobistego leży gdzieś u mnie w domu.

Dobrze płacili, około 10 funtów za godzinę, ale nie chciałam pracować na bramce. Nie czułam się komfortowo ze swoim angielskim – w razie konfliktu trzeba przecież mówić do ludzi i rozumieć, co odpowiadają. Dlatego ostatecznie podziękowałam za misję ratowania twarzy od pięści. Firma przydzieliła mnie do nieco spokojniejszego zadania. A w zasadzie do zajęcia kompletnie pozbawionego stresu i negatywnych emocji.

Razem z dwoma chłopakami z Polski pilnowaliśmy pustostanów. Na początku trafiła nam się willa za 100 mln funtów. Mieliśmy obok domek, zaczęliśmy się tam urządzać, postawiliśmy bilard.

Byłam przekonana, że pomieszkamy tam naprawdę długo, zanim zgłosi się jakiś chętny. Bo kto od razu wyjmie z kieszeni 100 mln?! Takimi kwotami dysponują wielcy bogacze, którzy wolą zazwyczaj ciepłe kraje od życia na przedmieściach Londynu. Ale w Anglii mieszkają naprawdę zamożni ludzie – dosłownie po dwóch tygodniach znalazł się kupiec z walizką pieniędzy. I firma przeniosła nas w kolejne miejsce – do domu samotnej matki na Islington w Londynie. Czułam się tam wyśmienicie.

Może się wydawać, że wykonywaliśmy niebezpieczne zajęcie. Tak na pierwszy rzut oka jawi się praca w ochronie wartościowych posiadłości. Ale było zupełnie odwrotnie. W rzeczywistości sama sobie wymyślałam zadania, żeby jakoś zabić nudę. We troje pilnowaliśmy, by do momentu sprzedaży nieruchomości nikt nie wprowadził się na dziko do opuszczonego już budynku. Angielskie prawo jest dość restrykcyjne: w przypadku zajęcia lokalu przez bezdomnego państwo musiałoby zapewnić takiej osobie lokal zastępczy, co spowolniłoby proces dokonania transakcji. Właśnie dlatego zatrudniono nas, strażników pustych pomieszczeń. Mieszkaliśmy w pustostanach, dopóki nie znalazł się kupiec. Warunki były bardzo przyjemne. Każde z nas miało pokój z łazienką. Przysługiwała nam wspólna kuchnia z salonem. Nieraz coś ugotowałam, na przykład gar zupy, którą jedliśmy potem wspólnie.

Żyliśmy tak z dnia na dzień. Miałam tam wszystko, czego potrzebowałam: swój kąt, fajną ekipę, no i spokój.
Okładka książki
Okładka książki © Wydawnictwo SQN
Agata Wróbel
Agata Wróbel © AKPA

Wybrane dla Ciebie

Grób Stanisława Tyma na Powązkach wciąż bez nagrobka. Fani: "Przykry widok"
Grób Stanisława Tyma na Powązkach wciąż bez nagrobka. Fani: "Przykry widok"
Doda pokazuje nagrania z dzieciństwa. Elżbieta Zapendowska: "Była NIEGRZECZNĄ dziewczynką"
Doda pokazuje nagrania z dzieciństwa. Elżbieta Zapendowska: "Była NIEGRZECZNĄ dziewczynką"
Sandra Kubicka poroniła. Lawina komentarzy. "Takie aniołki nie odchodzą"
Sandra Kubicka poroniła. Lawina komentarzy. "Takie aniołki nie odchodzą"
Ryszard Rynkowski miał wyruszyć w trasę koncertową. Występy stoją pod znakiem zapytania
Ryszard Rynkowski miał wyruszyć w trasę koncertową. Występy stoją pod znakiem zapytania
Katarzyna Cichopek i Maciej Kurzajewski poszli na przedślubną randkę. Kasia zagrała nogą
Katarzyna Cichopek i Maciej Kurzajewski poszli na przedślubną randkę. Kasia zagrała nogą
Sanah sypała sucharami podczas koncertu na Narodowym. Fani płakali ze śmiechu
Sanah sypała sucharami podczas koncertu na Narodowym. Fani płakali ze śmiechu
Sanah oddała na scenie "ŚMIERDZĄCE BUTY" swojej fance. Nagranie prawdziwym hitem sieci
Sanah oddała na scenie "ŚMIERDZĄCE BUTY" swojej fance. Nagranie prawdziwym hitem sieci
Sanah zrobiła show na całego. LEWITOWAŁA nad fanami w widowiskowej sukni
Sanah zrobiła show na całego. LEWITOWAŁA nad fanami w widowiskowej sukni
Jacek Cygan pożegnał żonę Rynkowskiego. "Pamięć jest najpiękniejszym DAREM"
Jacek Cygan pożegnał żonę Rynkowskiego. "Pamięć jest najpiękniejszym DAREM"
Wielki powrót na koncercie sanah. Pierwszy występ gwiazdora po WYPADKU
Wielki powrót na koncercie sanah. Pierwszy występ gwiazdora po WYPADKU
Julia Kamińska publicznie zrugała rząd za bezczynność. W tle związki partnerskie i prawa LGBTQ+
Julia Kamińska publicznie zrugała rząd za bezczynność. W tle związki partnerskie i prawa LGBTQ+
Kuba Badach otworzył się na temat związku z Kwaśniewską. Ten detal ZMIENIŁ jego życie
Kuba Badach otworzył się na temat związku z Kwaśniewską. Ten detal ZMIENIŁ jego życie