Do sieci trafił nekrolog Tymka. „Zmarł w wypadku motocyklowym”. Tego, co działo się później, nie spodziewali się nawet fani
27-letni Tymek (właśc. Tymoteusz Bucki) to pochodzący z Opola raper, piosenkarz, autor tekstów, producent i kompozytor, który zaczął tworzyć muzykę hip-hop w 2013 roku. W 2018 roku wystąpił w 6. edycji Młodych Wilków. Wkrótce potem nagrał singiel Język ciała. Piosenka wdarła się na listy przebojów i zapewniła mu ogólnopolską rozpoznawalność. Dotychczas Tymek wypuścił sześć albumów studyjnych. Cztery ostatnie pozycje dobiły do drugich miejsc w zestawieniach OLIS-u. Szacuje się, że sprzedał łącznie ponad 60 tys. płyt.
Fani muzyki hip-hopowca mogą go śledzić na Instagramie. Jego profil obserwuje ponad 250 tysięcy osób, co jest sporą nobilitacją. Dodany wczoraj post zmroził im krew w żyłach.
W sieci pojawił się nekrolog Tymka. Czy raper naprawdę zginął?
Na koncie Tymka na Instagramie zamieszczono film z fragmentami jego teledysków i obszerny wpis, w którym napisano, że poniósł on śmierć w tragicznym wypadku motocyklowym:
W dalszej części posta znalazła się informacja o zbliżającej się dużymi krokami nowej płycie rapera:
Część fanów uwierzyła w komunikat i nie kryła rozgoryczenia:
- Ej, ale żartujesz z tym wypadkiem, co ?
- Ja dobrze rozumiem, że zmarł dzisiaj, czy jaki chu***?
- Ja się martwię, gdzie Tymek ?
Inni nie dali się nabrać. Wskazali na to, że zabieg jest tylko chwytem marketingowym. I taka jest prawda, bo raper żyje i ma się dobrze. Akcja miała zapewne wzbudzić rozgłos i skłonić media do napisania o nim. Część osób spekuluje, że artysta postanowił „uśmiercić Tymka” i powrócić na scenę muzyczną pod nowym pseudonimem.
- Symbolicznie pokazał, że jako "tymek" umiera, a odrodzi się jako ktoś inny (z nowym pseudonimem). Nazwa odrodzenie wiele wyjaśnia.
- Co Ty masz chłopaku za jazdy w głowie. Żyj i twórz 100 lat.
- Tylko król potrafi robić takie rzeczy – to tylko niektóre komentarze odbiorców Tymka.
Poniżej zamieszczamy pełen post wraz z filmikiem, który ma promować nadchodzące wydawnictwo.
Co myślicie o takiej formie promocji? Czy tym razem nie została przekroczona granica dobrego smaku?