Vanessa Bryant nie może pogodzić się z tym, że zdjęcia zwłok jej męża Kobego, córki Gianny, a także siedmiu innych ofiar wypadku, do którego doszło 26 stycznia, ujrzały światło dzienne. Bo uważa to za pogwałcenie ludzkiej przyzwoitości oraz brak szacunku dla ofiar i ich rodzin. Wystosowała poruszający apel.
26 stycznia cały świat zamarł. W katastrofie śmigłowca Sikorsky S-76B, który rozbił się w okolicach miejscowości Calabasas w stanie Los Angeles, zginął legendarny koszykarz Kobe Bryant, jego 13-letnia córka Gianna i siedem innych osób. Śledczy z Narodowej Rady Bezpieczeństwa Transportu (NTSB) ustalili, że pilotowi zabrakło zaledwie 12 sekund, żeby wylecieć z warstwy gęstych chmur.
Nieutulona w żalu Vanessa Bryant wkrótce po katastrofie wysłała pismo do biura szeryfa Alex Villanueva o uznanie obszaru, na którym doszło do katastrofy za chroniony. Chodziło o to, by nie pozwolić, aby w pobliżu wypadku krążyły drony i helikoptery, z których można by było fotografować zwłoki ofiar. Kobieta chciała chronić w ten sposób godność ofiar oraz ich rodzin.
Szeryf zapewnił ją, że zostaną podjęte wszelkie możliwe środki w celu ochrony prywatności rodzin. Niestety, słowa nie dotrzymał i drastyczne zdjęcia znalazły się w sieci.
Ale Vanessa Bryant nie zamierza tego tak zostawić. Po pomoc zwróciła się właśnie do prawnika, Gary’ego Robba.
Udostępnienie zdjęć z tragedii stanowi pogwałcenie ludzkiej przyzwoitości, szacunku i prawa do prywatności ofiar i rodzin. Mamy nadzieję, że ci, którzy udostępnili te zdjęcia, stawią czoła konsekwencjom, które teraz im grożą – napisał on w oświadczeniu, które zostało opublikowane na Instagramie.
Prawnik Vanessy Bryant zapowiedział też, że zrobi wszystko, co w jego mocy, by osoby za to odpowiedzialne przestały udostępniać zdjęcia i poniosły karę.
Zdjęcia zwłok Kobego Bryanta służyły podrywowi?!
Dziennik Los Angeles Times twierdzi z kolei, że jedną z tych osób jest funkcjonariusz, który znajdował się na miejscu katastrofy – są świadkowie, którzy mówią, że to on robił zdjęcia ofiar, w tym Bryanta i jego córki Gigi, a potem chwalił się nimi… kobiecie poznanej w barze. Wszystko po to, by ją poderwać!
O tym zdarzeniu biuro szeryfa powiadomił właściciel lokalu. Śledczy obecnie badają ten trop…
Albert Einstein twierdził, że każdy z nas ma dwie rzeczy do wyboru: jesteśmy albo pełni miłości albo pełni lęku. Ja wybieram miłość: do świata, do ludzi, do zwierząt, do słońca i dobrego jedzenia (najlepiej tajskiego). A jeśli o miłości mowa, moją największą są książki. I poezja Marii Pawlikowskiej Jasnorzewskiej i Haliny Poświatowskiej. Plus muzyka. Nie tylko dlatego, że łagodzi obyczaje – dostarcza też mnóstwa wzruszeń i okazji do przemyśleń.
Komentarze