Małgorzata Rozenek jakiej nie znacie! Nigdy nie mówiła tak ostro o aborcji i in vitro! "Jestem w*rwiona". Zdradziła też dlaczego nie pojawiła się na Czarnym Proteście
Małgorzata Rozenek to jedna z najpopularniejszych gwiazd w Polsce. Perfekcyjna, która zaczynała karierę od programu na temat utrzymania domu w idealnym porządku, teraz robi karierę w social mediach i na ramach TVN, gdzie bryluje w takich produkcjach jak Projekt Lady czy Iron Majdan. Energiczna, charyzmatyczna, czasem impulsywna, zawsze uśmiechnięta - o Rozenek mówi się wiele i różnie, jedni jej nie lubią, inni uwielbiają, ale wszyscy śledzą jej karierę. Z różnych względów.
16.04.2018 | aktual.: 16.04.2018 11:37
Gwiazda nie raz i nie dwa powtarzała, że jest feministką, że wspiera kobiety. Dlaczego więc nigdy nie popiera publicznie Czarnego Protestu? W rozmowie z magazynem Wprost wyznała, że poparcie w social mediach to poparcie, które jest warte naprawdę mało, a przed wybraniem się na marsz zawsze powstrzymywały ją zobowiązania zawodowe nie do uniknięcia:
Pojawiają się głosy, że mogłam opublikować zdjęcie z odpowiednim hashtagiem na Instagramie. Szczerze? To żadne wspieranie. Wspieram kobiety całym sercem i wspieram każde wydarzenie, które nas jednoczy. Trzymam kciuki za manifę i za Kongres Kobiet. To cholernie potrzebne inicjatywy. Siła jest kobietą. Zwłaszcza w momencie, gdy ktoś podnosi rękę na nasze prawa. Nakazanie kobiecie pod groźbą odpowiedzialności karnej rodzenia dziecka, które nie ma szans na przeżycie, jest barbarzyńskie. Zaostrzenie ustawy antyaborcyjnej - i tak już jednej z najbardziej restrykcyjnych na świecie - jest pogwałceniem praw kobiet, a więc praw człowieka. To złamanie kompromisu aborcyjnego. A dlaczego to robią? Bo mogą. Bo stereotypy patriarchatu są wciąż silne. To jawny akt pogardy wobec kobiet.
W rozmowie z dziennikarzem Rozenek odniosła się również do in vitro, niezwykle kontrowersyjnej w ostatnim czasie metody, która dla wielu kobiet jest jedyną możliwością posiadania dzieci. Sama Perfekcyjna urodziła swoich synów właśnie dzięki in vitro i nie może uwierzyć, że sytuacja w kraju uległa takiej zmianie:
Gdy 12 lat temu robiłam swoje pierwsze in vitro, do głowy by mi nie przyszło, że dekadę później będzie aż tak źle. Ja mówiłam o swoim problemie jawnie. Cała rodzina, rodzice mnie wspierali. To nigdy nie było tabu. Dziwiłam się, kiedy spotykała kobiety, dla których przyznanie się do in vitro było dramatem. Ukrywały to nawet przed najbliższymi.
Nawiązała również do słynnej opinii głoszącej, że dzieci z in vitro mają"bruzdy na twarzy":
jestem Wku*wiona. Tym bardziej, że autorem tych słów był ksiądz Franciszek Longchamps de Berier, którego przez lata wielbiłam i szanowałam. Gdy usłyszałam jego wypowiedź o in vitro, oniemiałam. Zatkalo mnie. Mam nadzieję, że takie uprzedzenia są wynikiem niewiedzy. No bo jak wytłumaczyć powtarzane bzdury o wylewaniu zarodków albo wywożeniu i sprzedawaniu zarodków do Niemiec?
Z takiej strony jeszcze nigdy się nie pokazywała. Zgadzacie się z nią?
