Beata Tadla płakała przez trzy dni. Bolesne wspomnienie dziennikarki
10 kwietnia 2010 roku, prezydent Lech Kaczyński, jego żona Maria i 94 inne osoby, znajdowali się na pokładzie samolotu lecącego na obchody 70. rocznicy zbrodni katyńskiej. Piloci próbowali wylądować na lotnisku Smoleńsk-Siewiernyj, niestety to im się nie udało. Wszyscy zginęli na miejscu.
10.04.2020 | aktual.: 10.04.2020 16:15
Beata Tadla była w pracy w dniu Katastrofy Smoleńskiej
Beata Tadla pracowała wówczas w TVN24, zastępowała kogoś, kto się rozchorował. Dyżur sprzed dziesięciu lat pamięta ze szczegółami. Jak wyjawiła w rozmowie z Faktem, pierwsze informacje o katastrofie zaczęły spływać do redakcji już od godziny 9:00. Zadzwonił reporter, który poinformował, że samolot podobno się rozbił.
Dziennikarze zadzwonili do Ministerstwa Spraw Zagranicznych, żeby zweryfikować te informacje. Rzecznik poinformował, że były problemy z lądowaniem. O pasażerach mówić nie chciał:
Do studia przychodzili zaproszeni goście, którzy mieli komentować uroczystości w Katyniu. Jak przypomniała Tadla, gdy potwierdziło się najgorsze, rozmowa dla nikogo nie była łatwa. Tadla i współprowadzący Jarosław Kuźniar, z trudem opanowywali stres:
Tego dnia dyżur Tadli przedłużył się o kilka godzin. Kiedy dobiegł końca, z Jarkiem padli sobie w ramiona. Dziennikarka wypłakała cały swój makijaż w jego garnitur. Płakała też przez kolejne trzy dni.