Tak w TVP komentują zachowanie Tomasza Kammela. Po odejściu Marzeny Rogalskiej zawiódł ekipę "PnŚ"
Tomasz Kammel i Marzena Rogalska przez 12 lat prowadzili razem Pytanie na śniadanie. Zachwycali widzów profesjonalizmem i wydawało się, że bardzo się lubią. Stawali w swojej obronie nawet w trudnych sytuacjach. Tak jak kilka lat temu, gdy na planie śniadaniówki miał miejsce wypadek. Prezenterka, za namową iluzjonisty, uderzyła dłoń w jeden z trzech worków. Niestety znajdował się w nim gwóźdź, który wbił się jej w rękę.
Tomasz Kammel i Marzena Rogalska
Gdy program dobiegł końca, część internautów zaczęła spekulować, że cała sytuacja była wcześniej ustawiona. Pod adresem Marzeny padały bardzo przykre komentarze. Tomasz nie zamierzał się temu biernie przyglądać. W mediach społecznościowych wydał oświadczenie, w którym bronił koleżanki z programu.
Tomasz Kammel nie pożegnał Marzeny Rogalskiej. Ekipa Pnś jest zawiedziona
Duet Kammel i Rogalska rozpadł się po tym, jak prezenterka Pytania na śniadanie postanowiła odejść ze stacji. O swojej decyzji poinformowała w oficjalnym oświadczeniu. Przekazała, że z trudem się na to zdecydowała.
Wpis byłej gwiazdy TVP wywołał niemałe poruszenie w sieci. Głos zabrali dziennikarze konkurencyjnych stacji, gwiazdy show-biznesu, a także osoby związane z telewizją publiczną. Kasia Cichopek z klasą pożegnała koleżankę z pracy, podobnie jak ekipa Pytania na śniadanie, która na Facebooku zamieściła krótki komentarz.
Chociaż mnóstwo osób skomentowało decyzję Rogalskiej, na taki krok nie zdecydował się Tomasz Kammel. Poproszony przez redakcję Plotka o wypowiedź, przyznał tylko, że „teraz nie może rozmawiać”. Prezenter w pierwszym odcinku Pytania na śniadanie po odejściu Marzeny zdobył się jedynie na chłodny komentarz.
Jak donosi Pudelek, postawa gwiazdora nie podoba się ekipie Pytania na śniadanie. Informator portalu donosi, że zespół jest zaskoczony jego biernym stosunkiem do całej sytuacji:
Tomasz Kammel i Marzena Rogalska przestali obserwować swoje profile na Instagramie. Pisaliśmy o tym tutaj.
