Ma za sobą cztery rozwody. Małgorzata Potocka zdradziła, co jest miłością jej życia
Małgorzata Potocka złamała niejedno męskie serce. Tancerka cztery razy wychodziła za mąż. Plotki o jej podbojach miłosnych krążą od lat. Co ona sama o tym mówi? Wyznała, co jest dla niej najważniejsze.
22.02.2024 13:27
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Małgorzata Potocka stawała na ślubnym kobiercu aż cztery razy. Czy w tej materii powiedziała już ostatnie słowo?
Małgorzata Potocka brała ślub cztery razy
Pierwszym mężem tancerki był gitarzysta Krzysztof Potocki. Niewiele wiadomo o tym związku gwiazdy, ona sama podsumowała niegdyś, udzielając wywiadu dla "Vivy", że mąż zostawił ją na dwa lata, dlatego nie miał już do czego wracać.
Rozłąka wpłynęła też na jej drugie małżeństwo, tym razem z satyrykiem, Tadeuszem Rossem. Ona wyjechała do USA, on był w Polsce. I choć małżeństwo się skończyło, to między nimi zawsze panowała serdeczna, przyjacielska atmosfera.
Trzeciego męża, Marka Prażanowskiego, Małgorzata Potocka zatrudniła nawet w swoim teatrze, co dowodzi, że dobre relacje po rozwodzie to nie był jednostkowy przypadek. Ostatnim mężem gwiazdy był Jan Nowicki. I choć w wywiadach Potocka bardzo chwaliła ten związek, ostatecznie, po 6 latach, para była już po rozwodzie.
Największa miłość Małgorzaty Potockiej
Okazuje się, że tancerka nie zamierza już komentować swojego życia miłosnego, które tak interesowało jej fanów. Gwiazda przy okazji zdradziła, że jest w szczęśliwym związku.
Jestem z mężczyzną, który mnie kocha, docenia i ma taką samą pasję jak ja. (...) Obiecałam sobie, że nie będę już opowiadała o swoich prywatnych sprawach. Media od lat rozpisują się o moich związkach, jakby to było najważniejsze. Zrobiono ze mnie femme fatale. Wypisywano na mój temat okropne bzdury - powiedziała w rozmowie z Plejadą
Zdradziła też, co jest największą miłością jej życia.
A dla mnie najbardziej liczy się teatr i to z nim chciałabym być głównie kojarzona - wyznała.
Małgorzata Potocka prowadzi Teatr Sabat, gdzie można oglądać spektakle rewiowe.
Co Wy na to?