Kamila Szczawińska opowiedziała o diecie modelek. Faktycznie nic nie jedzą?
Kamila Szczawińska to jedna z najbardziej rozpoznawalnych polskich modelek, która zdobyła uznanie na światowych wybiegach. Od swoich skromnych początków, przez międzynarodową karierę, aż po życie rodzinne. Jak to robi, że w tak zabieganym życiu wciąż zachwyca smukłą sylwetką?
13.07.2024 | aktual.: 15.07.2024 13:21
Kamila Szczawińska zaczęła swoją przygodę z modelingiem w 2001 roku, podczas Poznańskich Targów Mody. Została zauważona przez przedstawicielkę mediolańskiej firmy, co pozwoliło jej wziąć udział we włoskim Fashion Weeku. To wydarzenie otworzyło przed nią drzwi do międzynarodowej kariery, a jej nazwisko zaczęło pojawiać się na ustach największych projektantów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kamila Szczawińska nie stosuje diet, bo chciałaby przytyć
Choć trudno w to uwierzyć, są na świecie szczupłe kobiety, które chciałyby przytyć, lecz nie mogą. Jedną z nich jest właśnie Kamila Szczawińska.
Widzę teraz po sobie, że udało mi się nie schudnąć, walczę o to, żeby nie schudnąć nawet pół kilograma, mój partner schudł 8 kilo, a ja nic. Ale ja jem dwa śniadania, dwa obiady, kolację i nawet o 22 zdarza mi się zjeść, żeby trzymać wagę, bo mam problem z przytyciem i co bym nie robiła, nie jestem w stanie przytyć - mówiła kiedyś w wywiadzie dla Party.
Kamila Szczawińska o dietach modelek
Wiele mówi się o tym, że praca modelki jest wymagająca, głównie pod kątem dbałości o wygląd. Wśród tego zawodu krąży przekonanie, że osoby go wykonujące prawie nic nie jedzą. Szczawińska wypowiedziała się kiedyś na ten temat w obszernym wpisie na Instagramie.
Ostatnio wiele osób pyta mnie co jest z tą dietą modelek i czy my w ogóle coś jemy... Zacznę od tego, że przez 18 lat byłam chodzącym kompleksem, bo wydawało mi się, a raczej wmawiano mi na każdym kroku, że jestem za chuda - zaczęła.
Większość osób zwykle miewa kompleksy z powodu nadmiaru kilogramów. W jej przypadku było inaczej.
Gdzie się nie pojawiłam zawsze budziło to kontrowersje, ale co ja mogłam zrobić, skoro taka była moja budowa ciała. Próbowałam różnych głupich metod przytycia i ukrycia mojej chudości m.in jedzenia dużych ilości słodyczy, pizzy - kontynuowała.
Szczupłe ciało próbowała uwypuklić zbyt dużymi ubraniami.
Zakładałam za duże i za szerokie swetry, żeby ukrywać swoje ciało, a moje nogi poza upalnymi dnia lata, raczej nie były wystawiane na światło dzienne, bo po co prowokować kolejne rozmowy na temat tego, że rodzice mnie nie karmią i że może bym coś zjadła i że nie będę miała dzieci w przyszłości.
Takie zachowania wpędzały ją w coraz większe kompleksy.
Dałabym wtedy wszystko, żeby zamienić się na ciało- mieć 165 cm wzrostu, duży biust i bardziej okrągłą figurę, ale niestety nie było to możliwe.
W końcu pojawiła się iskierka, która przyniosła zmianę.
Kiedy miałam 18 lat i koleżanka stwierdziła, że powinnam spróbować sił w modelingu, uznałam, że kompletnie się nie zna, bo przecież takiej "przeciętnej żyrafy" nikt nie zauważy. Jakież było moje zdziwienie, kiedy po wielu namowach zgodziłam się pójść na casting i od razu dostałam się do agencji. Okazało się, że jest nas więcej- przygarbionych, próbujących ukryć swój wzrost "żyrafek", stojących w kolejce po odrobinę wiary w siebie.
Wtedy właśnie zdałam sobie sprawę, że nie może być tak, że to inni mówią nam jak mamy wyglądać. Kiedy się rodzimy, uczymy się swojego ciała, oglądamy się w lustrze, zazwyczaj lubimy to co widzimy i dopiero od świata zewnętrznego dostajemy informacje, że coś jest z nami nie tak- a to może nos za długi, albo krzywy, albo garbaty, głowa lekko przyduża, albo niekształtna, stopy mogłyby być mniejsze, albo węższe, biust bardziej obfity, bo przecież jak jest mały to na pewno "chłop". Spaślak, anorektyczka, karakan, paszczur, pasztet, koński ryj- to tylko niektóre przykłady tego co słyszymy a ilość okrutnych słów, które przez całe życie fundują nam ludzie jest zatrważająca... - podsumowała gorzko.