Syn Beaty Tadli o horrorze wojny w Ukrainie. "Wielokrotnie siedzieliśmy w schronie" [WIDEO]
Syn dziennikarki Beaty Tadli, Jan Kietliński, aktywnie udziela się na terenie Ukrainy. Jeszcze do niedawna przebywał za wschodnią granicą i doświadczył ogromu ludzkiej tragedii, jaki spotyka tamtejszych mieszkańców. W rozmowie z nami opisał, co dokładnie zobaczył.
Jan Kietliński o pobycie na Ukrainie
Choć Kietliński na Ukrainie teraz nie przebywa, nadal jest bardzo mocno związany z naszymi południowymi sąsiadami. W pogrążonym w wojnie kraju spędził niemal półtora roku.
Ukrainie poświęciłem prawie półtora roku życia. Trochę byłem w Polsce, trochę tam, natomiast w zasadzie odkąd zaczęła się wojna, to więcej czasu spędzałem za naszą wschodnią granicą. Od pewnego czasu jestem już w Polsce, bo muszę poukładać swoje sprawy, ale Ukraina zawsze jest ze mną blisko i na pewno będę bardzo angażować się w pomoc - powiedział.
Jak zareagowała na to jego mama? Chłopak może liczyć na duże wsparcie z jej strony. Jak podkreśla, chce robić to, co podpowiada mu wewnętrzny głos:
Moja mama powiedziała mi wprost: "Nawet jeśli miałaby przepłakać wszystkie noce, kiedy ja będę tam, to żadna siła nie sprawi, że mnie zatrzyma" i to jest prawda. Wiadomo, że jest to ciężka kwestia, bo nie chcę narażać moich bliskich na zmartwienia, ale chcę iść za głosem serca i robić coś, co jest dla mnie ważne. Pomoc naszym sąsiadom jest ważna.
Co planuje robić teraz?
Co w takim razie chciałby robić po powrocie z Ukrainy? Na razie nie jest tego pewien, ale doświadczenia ze strefy działań wojennych dały mu pewien pogląd na swoje życie.
Do tej pory szukam swojej roli w życiu. Ale tak, odnalazłem się w tym. Odnalazłem swoją rolę w pomocy ludziom, którzy jej potrzebują i wierzę, że małymi krokami znajdę swoją rolę w tym wszystkim, ale nie zamierzam nigdy w życiu być obojętny w stosunku do osób, które są w potrzebie i nie tylko mówię tu o Ukrainie - stwierdził.
Jak podkreśla, wrócił do nauki i nadal pracuje w mediach:
Aktualnie kontynuuję pracę w mediach, staram się angażować, wróciłem na studia, tym razem zaocznie i mam nadzieję, że uda mi się je skończyć, bo dużo czytałem o sobie m.in o tym, że rzuciłem studia, mimo, że nie studiowałem. Natomiast rzeczywiście w tym momencie wróciłem na studia i mam nadzieję, że gdzieś tam to wszystko ułoży mi się w jedną całość.
Kietliński o okropieństwach wojny
Przebywając na terenie Ukrainy, syn Beaty Tadli był świadkiem przerażających sytuacji. Bombardowania zmuszały go do chowania się w schronach.
Tak. Ja zrobiłem po Ukrainie prawie 60 tysięcy kilometrów odkąd rozpoczęła się wojna. Byłem w zasadzie wszędzie. Byłem świadkiem bombardowań, wielokrotnie siedzieliśmy w schronie czy w miejscach, w których było bezpiecznie. Natomiast pamiętam nawet mój pierwszy dzień, pierwszy wyjazd do Ukrainy, gdzie było pierwsze bombardowanie Lwowa, którego doświadczyłem 600 metrów od siebie - przestrzegł.
Dobitnie powtarza, że walka za wschodnią granicą nadal trwa:
Wbrew temu, co wiele osób mówi, wojna nadal trwa, jest nieobliczalna i w każdej chwili może zdarzyć się cokolwiek.