Osiem miesięcy zajęło mi, żeby odpowiedzieć sobie na pytanie, czemu tak się dzieje. Ale zmagałem się z tym problemem przez 10 lat. Jest za poważny, by go tylko liznąć przy okazji romantycznej komedii. Popełniłem i popełniam [błędy] ale już bardziej świadomie, bo żyję świadomie. Od trzech lat nie piję, jestem po terapii, która mi dużo uzmysłowiła - wyznał aktor
Przed czym uciekał w alkohol?
Na pewno przed odpowiedzialnością. To choroba bardzo trudna do zdiagnozowania. Po cichu wchodzi w każdy zakamarek życia, a później wiąże się ze wszystkim co robisz, z twoją miłością, z twoim jedzeniem, z twoim codziennym rytmem życia. I tak zaczyna się w ciebie wczepiać, że właściwie nie wiadomo, kiedy przejmuje nad tobą kontrolę. Żaden alkoholik nie potrafi wskazać tego dnia, gdy się nim staje, to się dzieje mimochodem. Mimochodem alkohol zaczyna zalewać wszystkie dziury w człowieku. A potem przestajesz w ogóle o nich myśleć, ale te dziury nie znikają. Powiększają się i stajesz się "skisłym ogórkiem" - to określenie mojego terapeuty. U mnie może te dziury się zrobiły już w dzieciństwie, może z powodu braku ojca? To mój moment odwrócenia głowy od tego, co uwiera. Jeżeli to trafi na podatny grunt, a u mnie trafiło, to robi z twoim życiem, co chce. Najpierw pomaga, ale potem staje się protezą i bez niej już nie potrafisz funkcjonować. To właśnie jest ta choroba - wyjaśnił Szyc, który od trzech lat uczęszcza na spotkania AA
Mimo problemów z alkoholem, aktor przez lata wciąż grał w filmach. Jak mu się to udawało?
Sam się zastanawiam, jak ja tyle rzeczy zrobiłem, tyle ról zagrałem. W ostatnim okresie mojego 15-letniego picia nie odczuwałem już żadnej przyjemności. Musiałem pić, tylko żeby dalej funkcjonować, aż w końcu powiedziałem sobie "stop". Zrozumiałem, że się zabiję. A tego nie chciałem. Życie jest piękne, a ja radości z tego, że żyję, nie straciłem jeszcze do końca, chociaż alkohol jest bardzo mocnym depresantem. Ale gdzieś ta chęć do życia we mnie nie zanikła
Co było przełomem w jego drodze do trzeźwości? Jak się okazuje, zaważyły problemy zawodowe i... bardzo przekonujący terapeuta:
Jak ta fama o nie się rozeszła, propozycje się skończyły, bo kto chce pracować z aktorem, który zawala plan? Dla mnie jednak najgorsze było, że przestało mi się podobać to, co robię, nie czerpałem z tego żadnej przyjemności. Brałem role jak popadnie, cały czas byłem zmęczony albo na kacu, albo się wstydziłem, że jestem na kacu. Dzięki trzeźwości mogę docenić swoje role. Imałem się różnych terapii przez lata, aż trafiłem do doktora Woronowicza. To słynny buldog, który niejednego alkoholika w pysk strzelił. Powiedział: "Albo chcesz się ratować, albo zdychaj na ulicy". Kiedy pierwszy raz do niego trafiłem ponad 10 lat temu, wydawał mi się chamski, bo alkoholicy mają poczuci wyższości i niższości w jednej sekundzie. Po 10 latach trafiłem do niego, niezmuszony zresztą przez nikogo, bo to musi być własna decyzja. Wydał mi się inny, już był deską ratunku - wytłumaczył Szyc
Trzeba przyznać, że jego samozaparcie jest imponujące. Cieszymy się, że aktorowi udaje się utrzymać w swoim postanowieniu i wierzymy, że będzie tak już zawsze!