Chora na raka Anna Puślecka opublikowała mocny list do ministerstwa zdrowia: "Jak się pan z tym czuje? Może pan spać w nocy?" Ręce aż same składają się do braw!
Anna Puślecka choruje na raka. Znana dziennikarka, od momentu, w którym dowiedziała się o chorobie, nie załamała się. Wręcz przeciwnie, rozpoczęła intensywną walkę o zdrowie, którą chce zainspirować innych. Właśnie dlatego prowadzi konto w mediach społecznościowych, gdzie na bieżąco informuje o swoim stanie zdrowia.
Na Instagramie gwiazdy nie brakuje mocnych wpisów. Tak jak niedawno, kiedy przyznała, że leczy się za granicą. Teraz zwróciła się z listem otwartym do ministra zdrowia. Podkreślała, że umieszcza go w sieci, bo jest to najlepsze miejsce, by apel ten został zauważony:
Proszę wybaczyć formę i miejsce z którego piszę do Pana ten list, ale walczę o życie. Ta walka nie dotyczy tylko mnie, ale tysięcy Polek – matek, córek, żon, partnerek. To sprawa życia i śmierci. Jestem młodą kobietą, mam dopiero 48 lat. Pracuję, mam rodzinę, przyjaciół, płacę regularnie ZUS i podatki. Nigdy poważnie nie chorowałam. W kwietniu zdiagnozowano u mnie rzadki przypadek hormonozależnego raka piersi. Choroba była na tyle podstępna, że nie ujawniła się podczas takich badań jak mammografia. Została wykryta niestety w stadium zaawansowanym. Obecnie czuję się bardzo dobrze, na 100% moich możliwości (to pokazuje też jak podstępna jest ta choroba), pracuję i jestem w trakcie leczenia hormonalnego.
Puślecka podkreśliła, że szansą dla niej i innych chorych jest lek, który nie jest refundowany w naszym kraju. Otrzymać go za to mogą mieszkanki sąsiadujących państw:
Jedyna nadzieją na życie jest dla mnie nowoczesny, antynowotworowy lek RYBOCYKLIB. Lek ten w Polsce nie jest refundowany. Zapewne Pan wie, że rybocyklib jest refundowany w CAŁEJ UNII. Całej, poza Polską… Panie Ministrze, czy zdaje sobie Pan sprawę, że nie podejmując decyzji o refundacji leku, odbiera Pan mnie i tysiącom Polek, matek, córek, żon, partnerek, szansę na życie! Jak się Pan z tym czuje? Może Pan spać w nocy, Panie Ministrze? Odbiera nam Pan szansę na pracę, cieszenie się rodziną i wychowywanie dzieci.
Okazuje się także, że samodzielny zakup przez chorą osobę wiąże się ze sporymi kosztami, które są często nie do przeskoczenia:
Rybocyklib przedłuża życie, ale miesięczna kuracja rybocyklibem kosztuje 12 tys. złotych, a roczna to aż 144 tys. złotych! Panie Ministrze, nie stać ani mnie, ani tysięcy Polek na tak drogie leczenie. Dlatego proszę Pana w imieniu swoim i tysiąca kobiet dotkniętych rakiem piersi o pomoc, aby rybocyklib jak najszybciej znalazł się na liście leków refundowanych dla kobiet w I i II rzucie leczenia (dla takich jak ja, po chemioterapii).
Puślecka dodała, że jest pełna obaw:
Panie Ministrze, boję się. Boję się, że nie będzie mi dane cieszyć się w pełni życiem, które nagle może zostać skrócone, boję się, że przyjdzie dzień w którym choroba nagle zacznie postępować. A chcę, tak jak inne Polki, normalnie funkcjonować. Da nam Pan tę szansę? Albo inaczej: czy ma Pan prawo skazywać nas na przedwczesną śmierć?
Na ten moment ministerstwo oficjalnie nie skomentowało słów dziennikarki.