Trener Adriana i Tomasza Zielińskich stanął w ich obronie: "Jestem odpowiedzialny za przygotowania"
Od kilku dni cała Polska żyje tylko jednym. Chodzi o aferę dopingową, jaka miała miejsce na Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro. Polscy sztangiści zostali zamieszani w sprawę stosowania środków niedozwolonych. Tomasz Zieliński już został wykluczony z kadry olimpijskiej.
Tomasz Zieliński, Adrian ZielińskiMilena Majek
Choć sportowiec zapowiada odwołanie, to i tak może mieć o wiele poważniejszy problem. Okazuje się, że próbka pobrana w Polsce jeszcze przed Igrzyskami Olimpijskimi także dała wynik pozytywny na stosowanie nandrolonu.
Stężenie wynosiło 12 nanogramów na mililitr. Z nieoficjalnych informacji, które mamy z innych badań z lipca wynika, że to stężenie substancji zabronionej mocno spadało. Prawdopodobnie zatem zawodnik przed samym wyjazdem na igrzyska zastosował ją po raz ponowny. Jeżeli chodzi o analizy laboratoryjne, które są przeprowadzane pod kątem nandrolonu, to trwają one długo, bo składają się z dwóch etapów. Druga faza ma na celu jednoznaczne stwierdzenie czy zakazana substancja pochodziła z zewnątrz - mówi Michał Rynkowski, dyrektora Komisji ds. Zwalczania Dopingu w Polsce
Tymczasem w obronę polskich zawodników wziął ich trener Jerzy Śliwiński.
Już po sprawie z Tomkiem musieliśmy się z tą decyzją pogodzić i szybko postawić na nogi Adriana. To tragedia nas wszystkich. Jestem odpowiedzialny za przygotowania i musimy wspólnie przetrwać ten okres. Myślałem, że Adrian dobrym startem to jakoś przykryje. Musimy czekać, ale raczej nie będzie nam dane udowodnić formy Adriana. Szkoda, bo zawodnicy trenowali przez cztery lata z myślą o tym występie i są przygotowani. Jestem nadal w szoku, tym bardziej, że trudno nam to wszystko wyjaśnić. To niedorzeczne i nielogiczne. Nandrolon siedzi w organizmie półtora roku. A ci zawodnicy od dziesięciu lat startują w imprezach rangi mistrzowskiej. To jest jakiś absurd - przyznaje
Jak myślicie, czy Adrian Zieliński mógł brać doping tak, jak i jego brat?
