NewsyWzruszające, jak wygląda grób Zbigniewa Wodeckiego w 3. rocznicę śmierci. Artystę wspomina córka

Wzruszające, jak wygląda grób Zbigniewa Wodeckiego w 3. rocznicę śmierci. Artystę wspomina córka

Katarzyna Wodecka-Stubbs o Zbigniewie Wodeckim
Katarzyna Wodecka-Stubbs o Zbigniewie Wodeckim
Adam Streb
22.05.2020 17:00, aktualizacja: 22.05.2020 22:37

Zbigniew Wodecki swoją karierę zaczął w wieku 16 lat. Najpierw zasilił pierwotny skład zespołu Anawa, który tworzyli m.in. Jan Kanty Pawluśkiewicz i Marek Grechuta. Razem z nimi pierwszy raz wystąpił na festiwalu w Opolu. Zaraz potem został skrzypkiem Ewy Demarczyk, wielkiej gwiazdy krakowskiej Piwnicy pod Baranami. Słuchacze pokochali go za Chałupy welcome to, Pszczółkę Maję, Lubię wracać tam, gdzie byłem czy Zacznij od Bacha.

Artysta miał problemy z sercem. Lekarze zalecili operację. Wskutek komplikacji po wszczepieniu bajpasów przeszedł udar mózgu. Od tamtej pory przebywał w śpiączce, w tym czasie zachorował także na zapalenie płuc. Zmarł 22 maja 2017 roku.

W trzecią rocznicę śmierci, na łamach Vivy! Wodeckiego wspomina jego młodsza córka – Kasia Wodecka-Stubbs. Wokalista wielokrotnie powtarzał z żalem, że nie był zbyt dobrym ojcem, bo nie miał cierpliwości do małych dzieci, ale zmienił się jako dziadek.

Zmienił się bardzo. Nasza relacja była bardziej piedestałowa. Natomiast z naszymi dziećmi, czyli swoimi wnukami, których jest piątka, zbudował szalenie ciepłą, dotykową wręcz więź, lubił spędzać z nimi dużo czasu, zawsze chodził po nich do szkoły, do przedszkola, jak tylko wracał do Krakowa. Czasami nam to wręcz nie pasowało, mieliśmy inne zobowiązania: francuski, saksofon, balet. No ale jak tata przyjeżdżał, trzeba było wszystko rzucić, bo to nie był żaden argument, żeby nie pójść z dziadkiem na gorącą czekoladę. - opowiada Kasia w Vivie!

Jakim ojcem był Zbigniew Wodecki?

Kasia tłumaczy tatę, że był za młody do roli ojca. Miał zaledwie 21 lat, gdy w jego życiu pojawiły się dzieci. Poza tym był na początku swojej drogi artystycznej.

Zawsze biegaliśmy do przedpokoju w piżamkach, jak wracał z koncertów, taki rodzinny rytuał: żegnał się klaksonem, a witaliśmy go w progu. Natomiast nie było między nami więzi intelektualnej, tato miał dość czarne, ale błyskotliwe i ostre poczucie humoru, a my żadnego, byliśmy za mali. Kiedy dorośliśmy, staliśmy się dla taty partnerami do rozmowy, a nie tylko dziećmi – wspomina córka artysty.

Kasia przywołała czasy, gdy była dzieckiem, a ojciec pracował. Razem z mamą i siostrą hołubiły te momenty. Kiedy Zbigniew Wodecki siedział przy fortepianie i ołówkiem pisał partytury, one chodziły na paluszkach, żeby nie przeszkadzać tatusiowi, który komponuje. Czy były dla niego pierwszą widownią? Raczej tak, ale nie liczył się z ich zdaniem.

Było mu obojętne – takie odnosiłam wrażenie – czy mieliśmy 7, 12 czy 15 lat. Czasem prosił, żeby dośpiewać chórek. Nasze komentarze nie interesowały go zapewne, po prostu potrzebował zagrać dla kogoś, żeby usłyszeć to, co napisał, z innej perspektywy. Byliśmy pierwszą widownią dla jego kompozycji, szczęściarze – opowiada Kasia.

Zbigniew Wodecki – relacja z córkami

Wodecki w wywiadach powtarzał, że jego częste wyjazdy uratowały rodzinę. Gdyby spędzał cały czas w domu, jego małżeństwo mogłoby się rozpaść. Kasia potwierdza, że to prawda.

Z artystą nie można być 24 godziny na dobę, bo on ma inne potrzeby, inne wymagania, a przede wszystkim w każdym artyście jest sporo tego twórczego priorytetu czy egoizmu, który mu pomaga w karierze. Myślę, że moi rodzice wypracowali sobie znakomitą technikę wspólnego egzystowania, dlatego byli całe życie razem. - mówi.

Kasia przez wiele lat miała syndrom dziecka wielkiego artysty, które „musi” każdemu udowadniać, że wszystko, co robi w życiu, robi samo. W liceum toczyła wewnętrzną wojnę. Ale ma to już za sobą.

Po pierwsze, bardzo szybko okazało się, że nic nie muszę udowadniać tacie, bo właściwie tato nie jest zainteresowany moim życiem zawodowym, pod warunkiem że ja jestem zadowolona z tego, co robię. Jeśli byłam niezadowolona, od razu pytał, jak może mi pomóc. Natomiast sukcesy to owszem, fajnie, że je odnoszę, cieszył się, ale bez zbędnej celebracji – opowiada córka Wodeckiego.

Zbigniew Wodecki nigdy nie był despotą. Nigdy też nie mówił swoim córkom, jak mają żyć, ale chciał, żeby były damami.

On chciał, żebyśmy były damami. Nie kurami domowymi, tylko damami. Jego mama była damą, jego żona jest damą i my – jego córki – też mamy być damami. Nie chodzi o to, żeby zachowywać się pretensjonalnie, tylko nie robić pewnych rzeczy, które damie nie przystoją, choćby palić papierosy na ulicy.

Córka Wodeckiego przyznaje, że wciąż jest tak, jakby nie rozstała się z ojcem. Twierdzi, że żyje z nim codziennie, bo prowadzi fundację im. Zbigniewa Wodeckiego, dba z rodzeństwem o jego twórczość i dorobek i organizuje festiwal, którego tata jest patronem. Pracy jest sporo.

Nie ma dnia, żebym nie czuła się bardzo związana z tatą – mówi Kasia.

Nie tylko ona tęskni za ojcem. Artysta osierocił także niezwykle liczne grono fanów. Jego grób wciąż jest pełen świeżych zniczy i kwiatów.

  • Fotografia: AKPA
  • Katarzyna Wodecka-Stubbs jest podobna do ojca
  • Katarzyna Wodecka-Stubbs – młodsza córka Zbigniewa Wodeckiego
  • Zbigniew Wodecki
  • Fotografia: AKPA
  • Grób Zbigniewa Wodeckiego w 3. rocznicę śmierci
  • Grób Zbigniewa Wodeckiego w 3. rocznicę śmierci
  • Zbigniew Wodecki z córką Katarzyną w 2001 roku
[1/8] Fotografia: AKPA
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Zobacz także