Halina Mlynkova uderza w byłych mężów. “Myślałam, że tak wyglądają wszystkie związki”

Halina Mlynkova to polsko-czeska piosenkarka, kompozytorka i autorka tekstów. Prywatnie jest partnerką Marcina Kindla. Artystka miała wcześniej dwóch mężów. Za Łukasza Nowickiego wyszła w 2003 r. Para doczekała się syna Piotra, ale ich małżeństwo nie przetrwało i zakończyło się w 2012 roku. Po trzech latach ponownie wyszła za mąż. Z Leszkiem Wronką była do 2020 r. Teraz jest z producentem muzycznym Marcinem Kindlą, z którym ma syna Leona. Mlynkova była ostatnio gościem Żurnalisty. 

Halina Mlynkowa o swoich związkach

Wokalistka zdobyła się na szczere wyznanie i wyjawiła, że jej poprzednie relacje nie były usłane różami. 

Naprawdę walczyłam bardzo mocno. Gdy tak się dzieje, wtedy zatracasz siebie. Przestajesz siebie szanować, ponieważ pozwalasz na rzeczy, na które normalnie człowiek nie powinien pozwalać, żeby to wszystko przetrwało […] Bardzo chciałam, żeby poważna relacja przetrwała. Jak dokonałam już jakiegoś życiowego wyboru, jakim jest ślub itd., to walczyłam do samego końca – powiedziała. 

Artystka zdradziła, że dopiero u boku Marcina zaznała spokoju i szczęśliwej relacji. 

Czasami są takie momenty, że albo wiesz, że to jest twój koniec i brniesz w to albo zaczynasz ratować siebie i wtedy musisz odejść. […] Do momentu poznania Marcina, myślałam, że tak wyglądają wszystkie związki, że nie można mieć łatwej relacji, gdzie nie ma pretensji, gdzie nie ma podnoszenia głosu itd. […] Okazuje się, że można żyć bardzo partnersko, bez kłótni, ze spokojnymi rozmowami, ale tego też trzeba się nauczyć – dodała. 

Halina Mlynkova – jakie błędy popełniała w relacjach?

Była wokalistka zespołu Brathanki zauważyła, że niekiedy nie potrafiła zareagować w porę. Wspomniała też o “czerwonych lampkach”.

Na początku zawsze jest jakieś zdarzenie, które jest taką czerwoną lampką. Ta czerwona lampka zapalała się bardzo mocno i bardzo mocno migała, wtedy ją bagatelizowałam – wyznała. 

Zdaniem artystki, związek i relacja z partnerem wymaga stałej obserwacji. W niektórych sytuacjach nie potrafiła odpuścić wierząc, że wszystko jeszcze się ułoży. 

Kiedy na samym początku dasz przyzwolenie na pewne zachowania, na pewne sytuacje, które mówią ci: „to jest złe” i ty wiesz, że to jest złe, a mimo wszystko w to brniesz, to potem nie ma co już tego roztrząsać, bo idziesz coraz niżej w ten ocean. Za każdym razem, kiedy była taka sytuacja, miałam czerwoną lampkę na samym początku, „nie rób tego”. Tylko że gdzieś tam mój optymizm, moja wiara w to, że będzie lepiej, powodowała, że poszłam w tym i wtedy był dym – podsumowała.