Sukcesja księcia Karola wzbudza coraz większe kontrowersje. Głos w sprawie zabrał nawet brytyjski rząd!
Królowa Elżbieta II jest bez żadnych wątpliwości najbardziej wpływową kobietą na świecie. Jej królestwo jest rozległe i rozrzucone po całym globie, majątek liczy się w absurdalnych wręcz kwotach, a ona sama przez niemal 70 lat rządziła żelazną, sprawiedliwą ręką. Niestety, nieuniknionego nie da się odsuwać w nieskończoność - królowa nie robi się młodsza, a z każdym rokiem jej siły są uszczuplane przez mijający czas. I choć trudno w to uwierzyć, niedługo może jej wśród nas zabraknąć, a w Anglii rozpocznie się prawdziwa gra o tron.
Nie jest tajemnicą, że Brytyjczycy najchętniej posadziliby na tronie księcia Williama i księżną Kate. Power couple z Pałacu Kensington od lat jest wynoszone na piedestały za swoją charytatywną działalność, brak skandali, doskonały kontakt z poddanymi i wprowadzanie monarchii w XXI wiek. Książę Karol z kolei – choć do tronu ma naturalne prawa – wciąż utożsamiany jest z tragedią, która spotkała księżną Dianę, królową ludzkich serc, swoją pierwszą żonę. Jakby tego było mało, obywatelom Zjednoczonego Królestwa nie w smak jest, że księżna Camilla mogłaby zyskać tytuł królowej małżonki i rządzić u boku swojego ukochanego.
Okazuje się jednak, że książę Walii może liczyć na poparcie rządu. W poniedziałkowym oświadczeniu premier Theresa May wyznała, że sukcesja księcia Karola jest przez nich mile widziana:
UK wspiera księcia Walii jako następną głowę Zjednoczonego Królestwa. Dumnie wspierał Zjednoczone Królestwo przez ponad cztery dekady i wypowiadał się z pasją na temat unikalnej różnorodności naszej wspólnoty. Sukcesja jest zaś sprawą całego naszego społeczeństwa.
Wygląda na to, że przynajmniej w parlamencie ktoś go poprze. Ale co z resztą Brytyjczyków?
