Amerykańska legenda country nie żyje. Fani country pogrążeni w żałobie
Charley Pride, legenda świata muzyki country nie żyje. Zmarł w wieku 86 lat, w sobotę 12 grudnia w Dallas w Teksasie z powodu komplikacji związanych z COVID-19.
Nie żyje Charley Pride
Dla wielu jego śmieć jest wielkim szokiem, gdyż jeszcze niedawno pojawił się na scenie. Charley dał swój ostatni występ zaledwie miesiąc temu, kiedy pojawił się na rozdaniu nagród CMA 2020 w Nashville, by zaśpiewać Kiss An Angel Good Mornin z obecną gwiazdą country Jimmie Allenem.
Niestety do mediów przedostały się smutne wieści o jego śmierci. Pride wypalił swoje piętno na gatunku muzycznym, który ukochał. Śpiewał z najlepszymi. Fani pogrążeni w żałobie.
Kim był Charley Pride?
Charley Pride urodził się 18 marca 1938 roku. Mając 14 lat, kupił gitarę i zaczął uczyć się na niej grać, słuchając muzyki w radiu. Dwa lata później zainteresował się z baseballem i wstąpił do Negro American League, grając z drużyną Memphis Red Sox. Następnie wstąpił do amerykańskiej armii, gdzie służył przez dwa lata. Po zwolnieniu podejmował próby powrotu do baseballu, jednak – ze względu na odniesioną wcześniej kontuzję – okazało się to bezskuteczne oraz przyczyniło do poświęcenia się karierze muzycznej, co okazało się być strzałem w 10.
Od 1956 roku był mężem Rozene Cohran, z tego związku mają troje dzieci. Posiada swoją gwiazdę na Hollywoodzkiej Alei Gwiazd, a także został odznaczony Texas Medal of Arts.
Uznany za pierwszą czarną supergwiazdę w muzyce country, Charley był także pierwszym czarnym członkiem Country Music Hall of Fame. Był znany ze swojego barytonowego głosu, a jednym z jego wielkich hitów był Is Anybody Goin to San Antone.
Ze względu na ogromną popularność artysty i to, że pożegnać będą go chciały tłumy, rodzina prosi o, zamiast kwiatów, darowizny na stypendium The Pride Scholarship w Jesuit College Preparatory School, St. Philips School and Community Centre, The Food Bank lub na wybraną przez siebie organizację charytatywną.
