Andrzej Duda miał wypadek na Bałtyku! Prawie skończyło się tragedią
Prawdziwe chwile grozy zafundował swojej małżonce nasz drogi prezydent. Nie od dziś wiadomo, że morze jest potęgą nieprzewidywalną, a w połączeniu z kapryśnym sprzętem może być bardzo niebezpieczne - Andrzej Duda przekonał się o tym na własnej skórze, gdy podczas wypoczynku w Juracie i wodnych szaleństw na skuterze stracił panowanie nad maszyną.
Jak donosi Super Express, prezydent jeździł na skuterze wodnym w okolicach Juraty, gdzie przebywa na krótkim urlopie. Do dyspozycji ma maszynę o naprawdę potężnym silniku, bo aż 260 koni - w dwie sekundy do 50 kilometrów na godzinę, zwrotną, lekką... Spokojne przemierzanie fal szybko się skończyło, a głowa państwa zaczęła wywijać piruety i wchodzić w ostre zakręty przy sporej prędkości. Jego popisy i pokaz umiejętności obserwowały służby specjalne, ulokowane na pomoście i na drugim skuterze - tak na zaś. Nie chcemy sobie nawet wyobrażać jaka zdjęła ich trwoga, gdy skuter Dudy odmówił posłuszeństwa i wysadził prezydenta z siodła wprost do wody.
Na szczęście to, co wyglądało na bardzo groźny wypadek, okazało się być jedynie fałszywym alarmem. Prezydent wyłonił się na powierzchni zanim jego podwładni zdążyli w ogóle dopłynąć do "miejsca zbrodni", wskoczył na skuter i wrócił do przerwanej zabawy:
Cieszymy się, że wszystko dobrze się skończyło i obyło się bez interwencji medycznej. Prezydentowi nie straszne żadne wyzwania!