Grażyna Wolszczak ujawnia tajemnice swojej kosmetyczki. Zmywacz w proszku to prawdziwy hit!

Nie ma takiej możliwości, żeby się nie starzeć, ale wychodzę z założenia, że lepiej starzeć się później niż wcześniej. Kiedyś wymyśliłam sobie, żeby używać kosmetyków młodych marek, a to dlatego, że te marki się starają. Robią wszystko żeby zaistnieć, więc skład tych kosmetyków musi być innowacyjny, wypracowany, zaskakujący już na maksa. Wynalazłam tak markę Arkana, która ma już chyba 5 lat. Mają hicior, który nazywa się soft clean powder, czyli zmywacz w proszku. Dla wszystkich "samolotowców" to hit, bo nie trzeba tego przelewać do tych malutkich pojemników, tylko wysypujesz trochę pudru, dodajesz kropelkę wody i to się pieni jak laleczka

Krem brązujący Lirene kosztuje jakieś śmieszne pieniądze, a daje taki połysk! I nie brudzi ubrań. Tak jak nie szaleję przy zakupach kosmetyków do pielęgnacji ciała i twarzy, tak do włosów... Kerastase to jest firma nie do podrobienia, nie do zastąpienia. A kiedy już przychodzi moment wymiany włosów, gdy wypadają stare i pojawiają się nowe, przydaje mi się Garnier Fructis

Maluję się wszystkim co wpadnie mi w rękę, często w samochodzie i potem odnajduję kosmetyki pod siedzeniem. Tak było z dwiema rzeczami MACA - cień do powiek w kolorze brązowym, którego nie było nigdzie indziej, i szminka Viva GLAM, do której mam słabość, bo to jest ta słynna szminka, z której cały dochód ze sprzedaży jest przeznaczony osobom chorym na Aids. Myśmy z tego funduszu skorzystały i wyprodukowałyśmy spektakl "Pozytywni", który grany jest do dzisiaj. I to był mój debiut producencki