NewsyMarcin Meller po raz pierwszy opowiedział o zmarłej mamie oraz o tym, jak zmagała się ze śmiertelną chorobą

Marcin Meller po raz pierwszy opowiedział o zmarłej mamie oraz o tym, jak zmagała się ze śmiertelną chorobą

scena z: Marcin Meller, SK:, , fot. Podlewski/AKPA
scena z: Marcin Meller, SK:, , fot. Podlewski/AKPA
Izabela Wodzińska
27.05.2015 20:20, aktualizacja: 27.05.2015 21:11

Marcin Meller przy okazji Dnia Matki zdecydował się na zwierzenia. Po raz pierwszy, na łamach Newsweeka, opowiedział o przedwcześnie zmarłej matce, o tym, jak walczyła z ciężka chorobą, i jak zachowała hart ducha. Mama dziennikarza zmagała się z rzadką, nieuleczalną chorobą przez 20 lat. Zdiagnozowano ją w 1979. Dzięki wybitnej lekarce, dr Ewie Decker, mama Marcina żyła do 1999 roku.

Mama dziennikarza zmarła 16 lat temu. Marcin miał wtedy 11 lat. Dla młodego chłopaka było to skrajne przeżycie. Tak dziennikarz wspomina dzień, w którym zmarła jego ukochana matka.

Moja mama Beata zmarła 27 czerwca 1999 roku. Miałem 11 lat, wróciłem ze szkoły do domu, mamy nie było, a tata poprosił mnie na rozmowę i zaczął tłumaczyć, że już chyba do nas nie wróci i muszę być dzielny. Zawsze żyła trochę w cieniu taty, urodzonego gwiazdora, fascynującego człowieka, ale trudnego na życie partnera. Miała do tego dystans. I uwielbiałem jej ciepły surrealizm. I tak, im dłużej jej nie ma, tym bardziej ze mną jest. I nigdy nie przestanę tęsknić, mamo - napisał Marcin

Marcin wspomina, że pewnego dnia zupełnie się rozsypał:

Pod wpływem wywołanego przez kogoś wspomnienia mojej mamy kompletnie się rozsypałem. Poczułem się – mimo wówczas 31 lat – straszliwie opuszczony i bezradny z tą porażającą świadomością, że jej naprawdę nie ma i już nigdy nie wróci. Tłumione miesiącami uczucia eksplodowały, trząsłem się i płakałem. Póki żyję, mama będzie ze mną - wspomina Marcin

Dziennikarz i prowadzący Dzień Dobry TVN wspomina matkę jako cichą i piękną kobietę. Zapadła na ciężką i nieuleczalną chorobę, kiedy miała tylko 34 lata.

Była piękną kobietą, miała tylko 34 lata i nagle zapadła na niezwykle rzadką, śmiertelną chorobę. Umarłaby już wtedy, gdyby nie trafiła w ręce doktor Ewy Decker z warszawskiego szpitala na Płockiej. Lata później nasi amerykańscy przyjaciele zabrali mamę do najlepszych specjalistów na Harvardzie i ci magicy powiedzieli, że nie zrobiliby niczego innego niż ta skromna lekarka z zapyziałej PRL - wspomina dziennikarz

W ostatnich stadiach choroby, mama Marcina Mellera wylądowała na wózku inwalidzkim.

Teraz wiemy, jak cierpiała, ale nawet gdy organizm nie wytrzymywał, kiedy lądowała na wózku inwalidzkim, to umalowana, uśmiechnięta krzątała się w kuchni, żeby zapewnić dzieciom beztroskie dzieciństwo - napisał Marcin
Marcin Meller
Marcin Meller
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Zobacz także