NewsyMama Anny Przybylskiej wspomina córkę: Nigdy nie padły takie słowa - Mamo, umieram

Mama Anny Przybylskiej wspomina córkę: Nigdy nie padły takie słowa - Mamo, umieram

Fotografia: ONS
Fotografia: ONS
Paula
23.10.2014 10:04, aktualizacja: 23.10.2014 12:52

Chwytające za serce wspomnienie matki o zmarłej aktorce

Krystyna Przybylska podzieliła się z dziennikarką Krystyną Pytlakowską wspomnieniem o Annie Przybylskiej, która przegrała walkę z rakiem trzustki i odeszła 5 października. Za magazynem Viva! przytaczamy jej wypowiedź w całości.

Zaczęła robić badania i latem 2013 roku okazało się, że to nie kręgosłup, ale trzustka. Guz, słowo "rak" nie chce mi przejść przez usta. Może jakaś pomyłka, może błąd diagnozy? Ale okazało się, że nie, że to była prawda. Nikt nie może sobie wyobrazić, co czuje wtedy matka. Moją mamę straciłam w 2007 roku, strasznie mi jej brak, męża pochowałam wcześniej, mój ojciec też umarł i szwagier. Tyle śmierci wokoło, ale ta jest najstraszniejsza. Ania do końca miała nadzieję, do końca walczyła, mimo że była już bardzo słaba. Próbowała jeszcze uprawiać jogging, ponieważ przywiązywała bardzo dużą wagę do sportu, ale udało jej się podbiec tylko kilka drobnych kroczków. Nigdy jednak nie padły takie słowa: Mamo, umieram. Jeśli chodziła się modlić do kościoła, to o życie, a nie o śmierć - powiedziała dziennikarce.

Aktorka odeszła w niedzielę. Dzień wcześniej z partnerem Jarkiem Bieniukiem i mamą byli na spacerze. Ostatnim.

Pojechaliśmy na molo, po morzu pływały żaglówki, cudnie świeciło słońce. Ania powiedziała "Chociażby dla takiego widoku warto było przyjechać". A potem we dwie pojechałyśmy na lody, kupiła pięć opakowań. Zjadłyśmy je po kryjomu przed dziećmi, bo Szymka trochę bolało gardło. W domu ugotowaliśmy jej ulubione ziemniaczki, uwielbiała je. Miała wyrzuty sumienia, że się niby tak z Agnieszką dla niej poświęciłyśmy, a ja jej na to powiedziałam: "A co innego mamy do roboty? Matka jest tylko jedna, sama mówiłaś". Wieczorem przyszła pielęgniarka Ela i powiedziała, że mogę już pójść do domu i odpocząć. A Ania na to: "Mamusiu, proszę cię, nie idź, proszę, zostań". Zostałam i siedziałam z nią do rana - wspomina.

Aktorka do końca opiekowała się dziećmi i domem. Aż do samego końca.

Jeszcze w piątek Ania pomogła Oliwce w lekcjach i zawiozła dzieci do szkoły, jak zwykle. Ona wszystkim w domu rządziła. Ale w sobotę była już bardzo słaba, siedziała w fotelu, rozmawiałyśmy prawie godzinę. Ja płakałam, ona - nie. Dopiero wtedy wiedziałam, że zrezygnowała, nie to, że się poddała, zrozumiała tylko, że jest bezsilna. Przy Ani zostali najbliżsi: mama, siostra Agnieszka i Jarek - cytuje wypowiedź managerki Małgorzaty Rudowskiej dziennikarka Vivy!
Fotografia: screen z Instagram.com
Fotografia: screen z Instagram.com
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Zobacz także