Aleksandra Kwaśniewska zraziła się do mediów i dlatego tak rzadko się w nich pojawia? Wiemy, jaka jest prawda

Jeśli chodzi o popularność, to nie śmiem narzekać na coś, o czym tak wielu marzy. Ale cieszę się, że w końcu wypracowaliśmy sobie z Kubą medialny spokój. Konsekwentnie unikamy wspólnych publicznych wyjść i nie opowiadamy o naszym związku w wywiadach. Dwa razy w ciągu dwóch lat zdarzyło mi się wrzucić nasze zdjęcie na Instagram. Postawiliśmy granicę, którą dziennikarze już wyczuwają i której starają się nie przekraczać. Bo po ślubie była wolnoamerykanka. Zadawano mi pytania tak intymne, że zamierałam z wrażenia. Przestałam dostrzegać jakiekolwiek korzyści płynące z tego, że gdzieś się pojawiam. Spotykało mnie z tego tytułu więcej złego, niż dobrego. Moja obecność w mediach była pompowana ponad moją nerwową wytrzymałość. Nie hołduję zasadzie: nieważne co piszą, byle po nazwisku. Wolę, żeby o mnie było mało, ale z sensem niż dużo i od czapy. A niestety im więcej o Tobie piszą, tym więcej plotek, absurdów i złośliwości. Nie jestem osobą, która z takiej popularności potrafi się cieszyć i przekuć ja w finansowy sukces. To nie jest mój sposób myślenia. Chcę być uczciwa w tym, co robię, i... nadal się łudzę, że kiedyś ktoś to doceni. Boję się, że gdy kiedyś zostanę mamą, każdy mój krok będzie śledzony. Ale naiwnie wierzę, że może do tego czasu uda mi się wyznaczyć granicę mojej prywatności na tyle, że nikt nie odważy się jej przekroczyć - mówi w Party

O wszelkich planach chcę opowiadać w trybie dokonanym, a nie przypuszczającym. Jak plan wykonam, to opowiem. Dziennikarstwo polityczne w ogóle mnie nie interesuje. Uwierz mi, już tyle razy dostało mi się rykoszetem za czyjeś sympatie, czy raczej antypatie polityczne, że wolę zostawić to na boku. Nie mam w sobie siły na odpieranie ataków w nieskończoność. Spokój cenię sobie najbardziej